czwartek, 31 marca 2011

Obrazki w miejsce słów

Dzis tylko krotka historyjka obrazkowa, bo nie chce pisać mi się o tym, że pierwsze kilka zdan, jakie pada w `A single man`- poza wzmianki o chłopaku glownego bohatera- równie dobrze mogłabym powiedzieć ja.
...jakby bohater na ekranie wykradal je prosto z mojej glowy. Łyżeczką. Bolesna procedura- nagle usłyszeć te rzeczy zwerbalizowane, wybrzmiewające.
Get through the day.
Just get through the goddamn day...
Nie chce mi się też pisać o tym, ze wylądowałam na dywaniku, w wyniku donosu, złożonego na mnie przez- wiedzialam, ze tak bedzie, jak wyczuwam w kimś ZUO, to wyczuwam, a co do instytucji HRu nigdy nie miała złudzeń- przez szefowa HRu. Nic takiego nie zrobiłam, a raczej- nie tylko ja robilam, nie wiedzac, ze robie cuś nie tak.
Niemniej na dywaniku wylądowałam tylko ja. Rozkosznie, nie ma co.
Nie chce mi się też pisac specjalnie o tym, ze stopień antypatii, okazywany mi przez HR, jest wprost proporcjonalny do sympatii, okazywanej mi przez Japończyków.
To by bylo jak babranie sie w kałuży płynów ustrojowych, cudzych w dodatku. To naprawde nie moja piaskownica- wyroslam juz z piaskownic.

A ta historyja- jak i kilka innych tej samej autorki- rozbawila mnie do łez.


Ask me if I just had sex by ~MsRain on deviantART

niedziela, 27 marca 2011

Death of Cedric

Początkowo planowałam wrzucić Szóste z Sześciu, czyli szóste zdjęcie z szóstego folderu, ale jest ciemne, nudne i nic się na nim nie dzieje, nie wiem, po co w ogóle je trzymam na dysku.
Zamiast tego więc przedstawię urodzinowe symbole, czyli dwa pikne prezenty, które dostałam, a których wymowa symboliczna jest wręcz nie do ogarnięcia.
Behold:

Ten lotos, produkcji Fasolencji, będzie trzymał w ryzach szał, które mnie ogarnia, ilekroć uświadomę sobie, w środku jakiej pustki obecnie przebywam.
Po prawdzie owe szaleństwo to stan, w jakim znajduję się ostatnimi czasy niemal nieprzerwanie; tym bardziej ten lotus, mówiący aż nazbyt wiele o mnie, o moim życiu w Gdańsku, będzie mnie krzepił.
Drugi element na zdjęciu to - jak zaznaczył ofiarodawca, szanowany członek mojej prywatnej loży masońskiej- symbol cierpienia za milijony, aczkolwiek uważam, że grubo tu przesadził. Moje apanaże lądują daleko od chćby jednego milijona XD
Niemniej jednak z upodobaniem będę nosić ów symbol w pracy, szczególne w przytomności Japońćzyków, których przeguby zdobią buddyjskie koraliczki.
Tu buddyjskie koraliczki, a tu kawał drutu kolczastego.
Eat this!

Dawno tego nei robiłam, a muzyki mi przybyło, zatem...Szazam!
1. If someone says, “Is this okay?” You say?
Man down!

2. How would you describe yourself?
A moment of Madness.

3. What do you like in a guy/girl?
Kanashige.

4. How do you feel today?
Onda.

5. What is your life’s purpose?
Black box.

6. What's you're life's motto?
Rita Sue and Jonsey.

7. What do your friends think of you?
Runaway lover. (O_o')

8. What do you think of your parents?
Imagine. XD

9. What do you think about very often?
Life on the run. (:DDD szok)

10. What is 2 + 2?
Reminder.

11. What do you think of your best friend?
Going to Chicago blues.

12. What do you think of the person you like?
Back in Black. (I got a crash on the priest?!)

13. What is your life story?
Lady M1.

14. What do you want to be when you grow up?
Sweetest condition. (O_o' wait, what condition?..)

15. What do you think of when you see the person you like?
Fix up, look sharp. (:D)

16. What will you dance to at your wedding?
PD7.

17. What will they play at your funeral?
Our truth.

18. What is your biggest fear?
Idleness and consequence. (XD)

19. What is your biggest secret?
This is the Night.

20. What will you post this as?
Death of Cedric. (O nieee, Patison! XD )

21. What's your motto for this month?
To have and to hold.

środa, 23 marca 2011

O Tożsamości

Wczoraj wreszcie odbyło się odkładane trzykrotnie spotkanie z agentką ubezpieczeniową.
Namolny to naród.
Namolny, ale nie sposób odmówić im pewnych zdolności.
Zaprawdę, potrzeba talentu, aby umieć sprawić, by człek poczuł się perłą MENSY jedynie dlatego, że prawidłowo odgadł, jakie czynności się standardowo popełnia w banku.
Bez broni.
Nawet ja, mimo że doskonale wiedziałam, jakie sztuczki będą w akcji, momentami zaczynałam się rozpływać w samozadowoleniu, bo "odgadywałam" tak trudne zagadki, jak: "co ludzi najbardziej martwi, kiedy planują swoją przyszłość", czy "co ludzie robią, kiedy potrzebują nagle gotówki" -_-'
(Ponownie, opcja z bronią oraz nierządem odpadała)
Podstępny to narodek; jak wężowie śliscy i złotouści.
I tak, agentka, przepytując mnie, szybko wypełniała formularzyk, który objawiał całe moje cywilizacyjne i społeczne ubóstwo.
Nie mam domu. Ani samochodu (i nie planuję ani nie chcę go mieć). Żadnych lokat, akcji, funduszy, nieruchomości- KAPITAŁU. Patrzyłam w zadumie na szereg krzyżyków, który określał moje jestestwo w kategoriach materialnych, i czułam, jak coraz bardziej znikam.
Nie mogłam zdecydować, czy to dobre, czy złe uczucie.
Kolejne, co zobaczyłam, to to, że na tym papierze ja będę za chwilę miała 40 lat, za następną chwilę 60, a już zaraz potem będę tarzającym się w nędzy emerytem.
Być może na niektórych działa to mobilizująco; ja patrzyłam na te niezbite liczbowe dowody mojego przyszłego biedowania i myślałam sobie, jaką niezmierną naiwnością jest zakładanie, że mamy wszyskie te trzy "chwile".
Że zawsze ma się lata.
I nagle w którymś momencie dziarskim, wyszorowanym do błyszczącej różowości głosem agentka zapytała mnie, do czego w życiu dążę.
Zatchnęło mnie.
Do masy rzeczy dążę.
Ale żadna z nich nie widnieje w słupkach i kategoriach, ujętych przez formularze takich firm, jak zaprezentowana mi wczoraj.
Nieruchomości. Pomnażanie majątku. Zabezpieczanie majątku. Obracanie majątkiem. Edukacja dzieci. Zabezpieczanie majątku dla dzieci. Etc.
Wyłazi ze mnie cała cygańska abnegacja, ale guzik mnie to wszystko obchodzi. Być może poniekąd dlatego, że przez większość życia towarzyszy mi jedno z ulubionych powiedzeń Babci: "I tak do piachu, i tak do piachu".
Wysiliłam się naprawdę mocno, żeby wymyśleć: podróże. Podróże są miłe.
Ale tak poza tym nic z tego, do czego dążę, czego w życiu pragnę, nie da się zmierzyć ani skatalogować formularzami ubezpieczeniowymi.
Z jednej strony- poczułam cudowną, choć niepokojącą wolność latawca, zerwanego ze sznurka.
Z drugiej- żadne ścieżki nie są jasno wytyczone, a to budzi niekiedy lęk.

Następne spotkanie w przyszłym tygodniu, nie było szans się z tego wykręcić, bo jak raz człowieka agent ubezpieczeniowy dorwie, to umarł w butach. I kto wie, może zacznę budować kosztowne i czasochłonne pudełko wokół bańki mydlanej, zwanej "przyszłością".

poniedziałek, 21 marca 2011

Obej ten rys

Wiemy wszyscy, że slang się da zrobić ze wszystkiego. Wygodne, góra dwusylabowe skróty z wyrazów, które zżerają ludzką energię swoją złożonością i niepotrzebną rozwlekłością.
Więc się je skraca. Siema. Nara. Pochwa.
Stewa, dycha, zet.
Bore. Dzugo.
Ahaaa, nie wiecie, co to te dwa ostatnie? :D
Przecież to jasne.
Bolesławiec. Zgorzelec. W ykonaniu Japończyków, naturalnie :D
Nie słyszałam, żeby z dłuższych nazwach japońskich robili krótsze; wybuch elektrowni atomowej w Fuku, czy pielgrzymi z gór Yoshi; wycieczka na Hokka, muzeum w Naga.
Ale taki Frankfurt- to Furanku.
Ja za to mam nadzieję, że jakkolwiek nie udał mi sie wypad do Jere, to powtarzając udany weekend w Podzu, uda mi się wyskoczyć do Wuro, zanim wrócę do Guda :D

sobota, 19 marca 2011

Oczekiwania filmowe

Zajrzalam sobie na imdb, obaczyc, co tez nam ten rok w kinach zafuncuje, i oto lista rzeczy, na ktore oczekuje. Niektore z tych tytulowo chce zobaczyc, bo zapowiadaja sie dobrze, lub przynajmniej ciekawie, a niektore- bo nie potrafie sobie wyobrazic, jak takie curiozum moze w ogole sie udac, wiec MUSZE to zobaczyc na wlasne oczy :D

1. Harry Potter and the Deathly Hallows: Part 2- wiadomo;
2. Pirates of the Caribbean: On Stranger Tides - wiadomo, poza tym zniknal Orlando Be. i lala w gorsecie, zostanie Johnny i Geoffrey Rush i jesli mam szczescie- Naomi Harris;
3. The Hangover Part II - Bradley Cooper :D
4. Rango- Johnny D.odslona druga
5. Water for Elephants- kiedy przeczytalam opis tego filmu, az podskoczylam z ekscytacji: `A veterinary student abandons his studies after his parents are killed and joins a traveling circus as their vet.`. Cyrk. CYRK *__* Potem doszlam do obsady i mina mi zrzedla: Patison znowu wylazl na swiatlo dzienne i straszy XD Ale...ale cyrk....
6. X-Men: First Class- choc bez Hugh Jackmana, co uwazam za powazna luke w scenariuszu. Ale jak leciec serie, to leciec serie.
7. Anonymous- mniam, szekspiriada, no i Rhys Ifgans, na ktorego zwrocilam uwage po `Deathly Hallows I` *_*
8. Thor - dobra, to bedzie na pewno slabizna. Ale o poganskich bogach (poniekad -_- Czarnoskory Heimdall? Serio?..
9. Red Riding Hood - to tez raczej `The Fall` nie bedzie, ale Czerwony Kapturek kontra wilkolak od dawna prosilo sie o jakies dobra ujecie na ekranie. Po zetknieciu z `The Path` motyw horrorowatego Czerwonego Kapturka ma wysoko postawiona poprzeczke w moim prywatnym systemie oceniania, ale moze przynajmniej zdjecia beda ladne ^^
10. Priest- to bedzie epic fail roku, i wiem to :D A jednak nie moge sie doczekac, zeby obejrzec ksiedza, w zakrwawionej sutannie uganiajacego sie za wampirami :D Ciekawe, czy bedzie je przebijal zaostrzonym koncem krzyza?..
I last, but not least:
11. Dark Shadows- Burton. Depp. Halszka. Czy trzeba mowic wiecej? Trzeba :D Imdb mowi: `A gothic-horror tale centering on the life of vampire Barnabas Collins and his run-ins with various monsters, witches, werewolves and ghosts.`
Chcemy :3
Poki co ogladam `Spartacus: krew i piach: i faktycznie, robi sie lepsze po kilku odcinkach.
(Mam dziwne uczucie deja-voodoo. Przez ostanie kilka miesiecy zdarza mi sie ono zreszta bardzo czesto, co najmniej raz w tygodniu, i zaczyna mnie to przerazac) Musialam sie `nawrocic` na Spratacusa, bo to jedyny serial, klimatem nawiazujacy do fantasy (choc nie pojawila sie tam ani jedna nadnaturalna postac, emanacja, magia, nic z tych rzeczy, ale moze wystarczy, ze lataja w przescieradlach :D), bo czwarty sezon Merlina zostanie wyemitowany---kiedy? Dopiero w przyszlym roku! Ostatnim roku wedlug Majow/Aztekow/Mowsemow, czy kogo tam, i myslalam, ze pekne z frustracji, kiedy to przeczytalam. I jeszcze obwieszczono to z laska, ze go w ogole robia- no sprobowaliby nie, kiedy 3 sezon konczy sie, nie rozwiazujac zadnego watku, a rozpoczynajc ze trzy nowe! Pff!
Poki co Anthony/Uther patrzy na mnie przenikliwie z tapety i drazni. Tak, wiem, jestem dziwna. Wiekszosc fanek `Merlina` mialoby na tapecie Arturka.
Arturka tez, owszem, czasem wieszam, ale zawsze predzej czy pozniej wraca Uther :D

piątek, 18 marca 2011

Dziś są moooje urodziny

Kiedy byłam dzieckiem, postanowiłam, że chcę żyć 30 lat i styka. To i tak w moim ówczesnym pojęciu był próg zgrzybiałej starości, więc po co przedłużać agonię.
Swoja drogą, ciekawe- jeśli to właściwe słowo tutaj- ze mnie było dziecko. Inne dzieci planowały zostanie piosenkarkami, pielęgniarkami i policjantami, względnie aktorami; ja bawiłam się w księdza i planowałam sobie długość życia -_-'
Nie, to nie był wiek angstu i tępych żyletek; to był jakiś 7-8 rok życia.
A teraz proszę.
Co więc się wydarzyło tego dnia kolejnego bonusowego roku, jaki wbrew planom przeżywam?

Najsamprzód- Fasolka, opowiadająca mi, jak dobiła sobie mięśnie intensywną sesją tai-chi, a następnie flamenco. Wyraziłam zwięźle swoje współczucie, odprowadzając wzrokiem kłąb niczego, który odfrunął donikąd, przecinajac nigdzie, nazywane potocznie: Wykroty.
Ale dzień sam w sobie był raźny, ogarnęła mnie zrozumiała euforia, wynikająca z nadchodzącego weekendu, poza tym biegałam głównie po hali i nie musiałam walczyć ze snem, ostatnimi czasy regularnie morzącym mnie w biurze.
Może to klasyczne objawy przedwiośnia.
A może brak cukru, którego ostatnio sobie nie serwuję, więc objawy detoxu są, oczywiście, silnie odczuwalne. Zmęczenie, rozdrażnienie, sennosć, zaburzenia pamięci.
Zaburzenia tożsamości..A nie, to było już wcześniej, zresztą - jakie zaburzenia.
Po prostu- zarzuciłam tą zgubną używkę, białą śmierć, nową kokainę!... No, poza dzisiaj.
Dzisiaj planowałam razowe ciasteczka bez cukru i czerwone wino.
Ale rzeczywistość zaskrzeczała mi już w pierwszym sklepie, więc mam pszenne ciasteczka z cukrem i orzechami oraz piwo.
Ostatni cukier tej wiosny.

Dziś, urodzinowo, poznałam nowe japońskie słówko, a zgadnijcie jakie?
Tak, zgadza się!
"Szubienica"!
..wzglednie `szafot`, 処刑台.
I "wieszanie" od razu też, 首吊り, nie ma sensu się rozdrabniać.
I zabił mnei dzisiaj mail, wysłany przez nadgorliwców, którzy spinają się, żeby pokazać naszym japońskim przyjaciołom, jak bardzo im współczujemy i zorganizowali zbiórkę kasy na pomoc dla....pracowników firmy T. -_-'
Wolę pomóc przez ambasadę, serio. Nie będę się składać na nowe koszulki i system łaczności w firmie T., kiedy tysiące ludzi potrzebuje domów, jedzenia i wody.
Ale ów mail rozbił mnie na kwarki jednym zdaniem:
"(...) nasza firma stara sięudzielić wszelkiej pomocy, aby produkcja mogła być wznowiona jak najszybciej."
Uff, bo już zaczynała się martwić!...
Skały, nie ludzie.
Z kolei jednak ziomkowie moi złoci, szczególnie panie na szwalni, co i rusz podchodzą do japońskich supervisorów z żałobnymi minami i wygłaszają grobowo słowa współczucia- gest zapewne szczery, ale Japończyków dość krępujący, jeśli osiaga zbytne natężenie. Odpowiadają spokojnie i z uśmiechem, że na szczęście nikt od nich z rodzny, dziękuję, wszyscy zdrowi, jakoś dajemy radę- ale Polacy cisną, że nie! Że na pewno tragedia! Że musi im być smutno! Że na pewno się boją, bo to BARDZO NIEBEZPIECZNE było, i jest, tyle LUDZI ZGINĘŁO... przy tym cały czas pilnie wgapiając się w twarze ofiar, szukając na nich emocji.
Rozumiem kierujące nimi pobudki, po części, ale i tak mnie to irytuje.
Ale nie bardzo :)
Jest weekend. Jakkolwiek spędzam go w Nigdzie, to jednak nie jest to praca :)
Ostatnia śmieszna scenka z pracy: tłumaczę długi, mętny, napisany dziwną, niezrozumiałą nawet dla Japończyków mieszaniną prawdziwych słów i zlepków, stworzonych z racji skąpości miejsca w tabelkach. I tam co i rusz pojawiały się skróty typu : YKI, OJT, itp.
Miedzy niemi- BM. "Uzyskiwanie BM w sklai globalnej" brzmiało poważnie, więc poszukałam na sieci objaśnienia tego akronimu. I co mi m.in.zaserwowała sieć?
- Bowel Movement
- Breast Milk
- Black Metal
- Body Modification
- Blaster Master
- Barbie Mermaidia
- Black Male
- Bella Morte
- Big Mama
- Batman

Naprawdę, miałam poważny problem, którą pięknotę wybrać :D

wtorek, 15 marca 2011

To Poznań and back again

Z wyprawy do Poznania przyjechałam równie zrelaksowana, co wymięta i wymęczona. Jest to chyba niezbywalnym elementem wypraw do cywilizacji raz na ruski rok, kiedy człowiek żyje na codzień na zadupiu.
Z rzeczy, które chciałam napisać, pozostało mi - i to nawet nie w głowie, a w skrzętnie sporządzonych notatkach- wystąpienie pani, oprowadzającej mnie, S. i M. po wystawie fotogtafii współczesnej.
Wystawa o tytule "Tożsamości", licząca sobie całe....12 prac? W tym jedna praktycznie powielona trzykrotnie, z maleńkim szczegółem, odróżniającym każdą kolejną odsłonę- zawierała ze trzy interesujące prace- interesujące dla mnie, pamiętajmy, de gustibus...
Sztuka współczesna to szczególnie chybotliwy teren. O to ludzie częściej kruszą kopie, niż o religię.
Ja nienawidzę przerostu formy nad treścią, i kiedy ktoś przesadnie wychwala szare płótno żaglowe z 5 cm czarnej fastrygi przez środek- jako kamień milowy sztuki XXIw., mam ochotę wyjąć kanapkę owiniętą w zatłuszczoną gazetą, i z malskiem wpychając ją sobie w usta oznajmić, że jakieś z dupy to dzieło.
Tak samo, jak przy ludziach nadmiernie snobujących sie na krew pieską-niebieską, kultywujących odgięte paluszki i zaokrąglane ogonki przy "ą, ę", mam ochotę zasunąć językiem proletariackim, po ludycznemu rubasznym a sprośnym.
Jak S.to nader trafnie podsumował- obecnie często jedyną różnicą między "sztuką" a borsuczym guanem jest fakt, że to pierwsze znajduje się w galerii, a to drugie- nie.
Postaw je oba w przestrzeni neutralnej- nie ujrzysz różnicy.
Oczywiście, nie zawsze tak jest. Zwiedziwszy dwa lata temu rozliczne galerie w Niemczech, Danii i Holandii miałam okazję zebrać smutne dowody, że podczas gdy w świecie sztuka współczesna kwitnie, rozwija się bujnie i na wszystkie, nawet najmniej przewidziane strony, w Polsce wciąż zbieramy borsucze guano i dajemy w ramki.
Z Ikei.
A powiedz głośno, że król jest nagi!...To dostaniesz rzepą.
Dalej jednak- garść wiedzy, wyniesiona z wystawy, czyli Krotochwile Myśli TUrczej. Pamiętajmy- ważne jest opanowanie maksymalnie dużej ilości wyrazów wielosylabowych, a potem tylko je splatać, rozplatać i przeplatać...Do skutku:
- "drzewiec do szabli". O_o Po pierwsze- jaki "drzewiec", po drugie- do jakiej znowu szabli??
Później doszliśmy do wniosku, ze chodziło o uzbrojonego enta.
- "utożsamianie się z tożsamością". Na pewno się da.
- "Pęknięcie w próbie utożsamienia się." Kropka. To było jedno pełne zdanie. Pełne niewypowiedzianych pytań jak budyjski koan.
- "kocepcja percepcji"
- "Twarz umięśnionej dziewczynki. Umięśnionej przez ideologię"
- "Potencjał samobójstwa"
- "Starzejąca się kobieta, kobieta, która się starzeje w pewien sposób". W bardzo nawet pewny, rzekłabym. Niepodważalny.
- "ciała rozstrzelane w wyniku procesów politycznych". Jest na to krótkie słowo- egzekucja. Rzeź. Ludobójstwo. Nic, tylko wybierać- ale znów: metrum, metrum...
- "działanie semantyczne na zażyłości dyskursywnej"
- "i wreszcie: "polemika z oficjalnym dyskursem".

O przypisywaniu roślinności polnej wartości politycznych nie wspomnę, bo ten "komunistyczny snopek", na tle zażyłości dyskursywnej, wypada niekognitywnie jako nacechowany tożsamością semantyczną :D

środa, 9 marca 2011

Łajka*

Łajka przyczepiła się do mnie w połowie drogi do pracy.
Początkowo biegła pod płotami i zataczając wokół mnie szerokie łuki, zerkając bojaźliwie, z uszami nastawionymi na mnie a ogonam płasko położonym i schowanym między łapami.
Z czasem się jednak rozruszała- chyba kiedy zobaczyła, że nie zamierzam jej bić czy kopać- i zaczęła brykać po polach, obszczekiwać inne psy, i za każdym razem podbiegając do mnie coraz bliżej z dumą w błyszczących ślepkach. Gdy zbliżałam się do końca polnej drogi, mając już przed sobą Kloc ("zakład", jak mówią lokalni,  które to określenie kojarzy mi się z jednym tylko typem punktu usługowego -_-), odbiegła naprawdę daleko, sprawdzając furkające na polach plastikowe reklamówki, obszczekała psa stróżującego na terenie sąsiadującej z Klocem budowy, i przybiegłszy do mnie, przelotnie wsunęła mi nos w rękę.
Próbowałam parę razy ją przekonać, żeby wróciłą do wsi, ale bezskutecznie. Wychodząc z pracy dowiedziałam się, że do mniej więcej południa siedziała przed bramą i na mnie czekała.

I mały dotyk absurdu: to naprawdę przedziwne uczucie siedzieć na rubieżach cywilizacji, gdzie pod wieloma względami kłania się wiek nie tylko iniony, ale ten przed nim, z miast widywać głównie Miasto Stołeczne Bolesławiec, codziennie przechadzaćsię ugorami, mając brykajace sarny na celowniku oka, a przy tym z 2tygodniowym wyprzedzeniem byćumówionym w południe pod poznańskim Pręgierzem :)
To prawie takie uczucie nierealności, jakbym się w przyszły wtorek umówiła z kimś między łapami Sfinksa.
A jednak- Poznań.
Poszukiwania pianina- trwają.


*Sama ją tak nazwałam, po ktoś we wsi zawołał za nią "Buciek", ale doprawdy...

wtorek, 8 marca 2011

Dzień Kobiet, tak? No to furia mode on, pro bardzo.

Miała być notka wesoła, wiosenna, żartobliwa, szczególnie, że kompletnie zapomniałam o Dniu Kobiet i pierwszy otrzymany dziś słodki prezent wzbudził we mnie najpierw ogromną podejrzliwosć, a dopiero potem nadejszło zrozumienie... No i to, że w tym roku po raz pierwszy w pełni uświadomiłam sobie absurd czegoś takiego, jak Dzień Kobiet, i bardzo mnie ów koncept ubawił. Świętowanie, że urodziło się akurat z taką, a nie inną płcią :D Bzdura na kołach, ale dostaje się kwiaty i czekoladki, więc co tam- bring it! :D
Może z czasem powstanie Dzień Piegowatych. Albo Dzień Tych, Co Chorują Na Dźwięk Słowa "Wykres".
I dostanę więcej kwiatów i czekoladek! Hell yeah!
Ale wydarzyła się akcja ze znikającymi kosmetykami i wiosenny, żartobliwy nastrój szlag jasny trafił.
Nienawidzę, jak ktoś rozporządza moimi rzeczami.
Jeszcze bardziej nienawidzę, jak ktoś samowolnie je sobie wyrzuca/wynosi/wypija, guzik mnie obchodzi, co jeszcze robi.
Ważne, że robi.
A podejrzewam, że coś w tej podobie stało się właśnie z tymi stojącymi skromnie, na uboczu, pod prysznicem kosmetykami, które swoim zapachem i działaniem wprawiały mnie w bardzo przyjemny nastrój, jakże mi potrzebny wśród tych wioskowych dzikusów.
Otóż komuś bardzo one kosmetyki przeszkadzały, i jakkolwiek to może się wydać niektórym małostkowe- nie odpuszczę.
To były MOJE rzeczy. Które ktoś sobie wziął.
Chyba mnie chuj jasny strzeli, jeśli puszczę to płazem.

Ostatnio zresztą powoli nawarstwiały się rzeczy, które mnie niepomiernie wręcz irytują.
To, że gospodyni nieustannie ingeruje w moje "rządy", i kiedy wychodząc rano do pracy zostawiam kilową torbę płatków śniadaniowych (schludnie zawiniętą i zamkniętą) koło drzwiczek szafki (jest naprawdę wielka), a plastikową miskę opartą o ścianę, żeby sobie wyschła- po powrocie znajduję płatki zawinięte jeszcze ciaśniej i NA szafce, a miskę pod nią. Słoik z kawą i sól przeniesione, sztućce poprzekładane, etc.
Rozumiem, że to jest jej dom. W kórym gospodyni ewidentnie lubi mieć na błysk, i faktycznie- mam posprzątane w stopniu, w jakim ja bym posprzątała może w sobotę, jakby mi siebardzo chciało- ze szczoteczką do zębów przy podłodze.
Ale ten kąt, ten kawałek podłogi, to w tej chwili moja przestrzeń, i zgodziła sie na to w momencie, kiedy przyjęła zapłatę za pierwszy miesiąc, a pragnę zauważyć, że nie wycinam pentagramów w podłodze ani nie podpalam dywanika. Nie zamieniam jej domu w chlew, czy inne wysypisko.
Jednak przez te akcje odbierane jest mi niemal wszelkie poczucie prywatnosci i bezpieczenśtwa; wcale nie mam pewności, czy dysponuję jedynym kluczem do mojego pokoju.
Aż dziwnie mi zostawiać na grzejniku schnące desusy, kto wie, może regularnie wpada do moich komnat wesoła kompanija, rozejrzeć się, "co też ja tutaj porabiam, kiedy mnie nie ma".
Zdecydowanie bardziej dbam o czystość przestrzeni domowej, niż syn gospodarzy - swoją drogą postać tragiczna, co jest oczywiście eufemizmem dla słowa: żałosna.
Stary koń, którego nikt nie odwiedza, który całe dnie siedzi w domu oglądając telewizję, albo grając disco polo na keyboardzie- przyniesionym, swoją drogą, do domu parę dni po tym, jak ze swoim keyboardem wprowadziłam się ja- i który w chwilach, kiedy uda mu się mnie złapać, opowiadający przechwałkowate historie o tym, jakich ma wypasionych kumpli i kumpele we Wrocku. Rozumiem, chce zrobić wrażenie; pochodząc z Wykrot, musi czuć ogromną wewnętrzną presję w tym kierunku. Ale mnie to guzik obchodzi. A widok faceta pod 40, który się przechwala jak 12latek, jest po prostu odrażający.
Podczas częstych nieobecności rodziców syn ów zasnuwa dom smrodem niewietrzonych pomieszczeń, niemytego ciała, wielotygodniowych ubrań, przepełnionych popielniczek i na wpół przetrawionego alkoholu.
Nie mówiąc o tym, że ostatnio zaczął korzystać z niejako przypisanej mi łązienki, ale nie kwapił się, żeby ją po sobie...hmmm....uprzątnąć.
To, jak rozumiem, w załozeniu ma czynić jego rodzicielka? Albo ja, skoro mi tak szalenie brudny kibel przeszkadza.
Chcę do siebie.

(* jeszcze odnośnie keyboarda: już parę razy syna gospodarzy zwrócił się do mnie z protekcjonalnym pytaniem, czy nie umiem korzystać z opcji "akompaniament" na syntezatorze? Bo słyszał, że ciągle gram tylko na pianinie- wyplute z politowaniem- a to jest bardzo proste, wystarczy trochę popróbować, i efekt od razu jest o wiele lepszy.
...........
....)

niedziela, 6 marca 2011

Gorzko

Piszę tu częściej, niżby faktycznie potrzeba tego wymagała, ale nowe zabawki mają to do siebie, że trudno się z nimi rozstać, chce się je choćby potrzymać, bo są ---takie nowe.
Wczorajsze wyjście miało być uprzyjemnieniem wsystkich dni, spędzanych tutaj, w dziczy; miast tego było gorzkie, jak wywar z piołunu.
Dawno nic mi tak nie zwarzyło humoru, i obawiam się, żę w pewnych kwestiach zniszczenia są tak duże, że zostaną blizny.
Zacznijmy od tego, że wnikliwie i z uwagą został roztrząśnięty temat, kto ma ile lat, a na ile wygląda, co, jak wiadomo, wystarczy już samo w sobie, żeby popsuć mi humor na długo, z wiadomych względów.
Na to jednak nie mam żadnego wpływu, zawsze będę dostawać bonusowe conajmniej dwa lata, i muszę z tym jakoś żyć.
Cholera żesz jasna.
Ale następne "kwiatki" były już tylko przykrzejsze, niech wspomnę chociażby o fakcie, że jakkolwiek był to wypad nieoficjalny, wszyscy byli tam prywatnie, ja wciąż byłam traktowana "użytkowo", a rozmowa toczyła się w kręgu mnie nie obejmującym, mimo moich starań.
Ja tylko tłumaczyłam.
Trzy razy zaledwie zwrócono się do mnie- osobiście, i to trzecie pytanie było tym, które przepełniło czarę goryczy.

Może jednak, kiedy się już połatam i uratuję co nieco z poczucia własnej wartości, zdołam się wyrwać z obecnej koleiny, która- co mi wczorajszy wieczór bardzo dobitnie uświadomił, prowadzi do coraz większej przeciętności.
Będzie to wymagać niebagatelnego wysiłu, ponieważ ostatnimi czasy nie zadziewało się nic, co by mi pozwalało wierzyć, że się ponad przeciętność wyrwę. Trudno mi też będzie wytrzymać okres, który będę musiała poświęcić na rozgrzewkę i rozpęd, bo przez ten czas będę musiała być może znosić kolejne porcje piołunu, a nie wiem, ile moja wiara we własne siły jest jeszcze w stanie wytrzymać.
Obawiam się, że niezbyt dużo.

Edit: jest jeden blogujący człowiek, którego posty zawsze, w niewyjaśniony sposób, są sprzęgnięte z moimi odnośnie tego, jak w danym momencie filtrujemy rzeczywistość, odbieramy świat.
Z reguły jego notki powstają, zanim ja napiszę swoje, ale ja natykam się na nie już po opublikowaniu posta.
Ilekroć miałkość życia, banalność świata mnie przytłacza tak, że mam ochotę coś z wyciem rozszarpać, odnajduję na jego blogu dokładnie te same emocje, dokładnie tą samą bezsilną chęć rozpętania chaosu.
Może zatem wszystkie rozliczne natury wstrząśnienia to biomet; biomet, pretereque nihil; a może jednak wrodzona przypadłość Ludzi Morza.
Po prostu owiewa nas północny-północnowschodni i nie możemy opanować gorączki.
Nawet będąc w głębi interioru czuję, jak mną szarpie wiatr.
Po prostu. Coś. Musi. Się. Stać.
---albo oszaleję.

sobota, 5 marca 2011

Wiatr zmian

Z wolna ta strona zaczyna nabierać pożądanego kształtu.
Zupełnie inna kolorystyka, niż poprzedniego bloga- co może podziała na mnie orzeźwiająco. Na wiosenny wiatr nie ma co jeszcze liczyć, bo nastawiwszy się na wiosennąświeżość, tym bardziej będę sfrustrowana, kiedy znów strzeli mróz -10.
Inne zmiany- w przyszłym tygodniu S.wraca do Japonii i ninieszym zniknie jedyna osoba, która zapewnia mi trochę rozrywki w pracy.
Przestanę w ogóle mówić- poza kwestiami słżbowymi, i któregoś dnia zamiast głosu z mojej krtani wydobędzie się krakanie; wtedy zrzucę koszulkę z pokrzywy, rozwinę skrzydła i ulecę!..to the court of the Raven King~....
Ku morzu zapewne.
Inną zmianą, dająca zapewne wyraz temu, co poważnie turbuje moją podświadomość i już jakiś czas temu jęło wywołać turbulencje i w rzeczywistość, jest sen o fortepianach, jakiego jeszcze nigdy nie miałam.
W tych snach nigdy nie było innego człowieka; tylko ja- i one. Czarne, białe, brązowe; piękne i groźne- fortepiany.
To była tylko i wyłącznie moja przestrzeń.
Tym razem w owym śnie nie mogłam złapać choćby przez moment obrazu całego instrumentu; tylko fragmenty. Noga. Skrzydło. Błyszcząca politura na klawiaturze.
I kiedy tak ganiałam za widmem przez ciągnące sięw nieskońćzonej amfiladzie pokoje, zobaczyłam starego człowieka, siedzącego w cieniu pod ścianą i przygladającego mi się kpiąco. Na kolanach trzymał mały fortepian, wielkości akordeonu, i kiedy złowił moje spojrzenie, zagrał kilka taktów tego, co tak bardzo chciałabym zagrać ja. W kółko te same kilka taktów, coraz głośniej.
Uciekłam, ale przez cały czas gonił mnie jego szyderczy śmiech.

Witam

Wtam sie z blogspotem i jego uzytkownikami.
...Tymi paroma, ktorych znam, a ktorzy tu pewnie, predzej czy pozniej zajrza.
...
Dziwne, ale czuje dziwna zalosc na mysl o moim starym, zarobaczonym, wieszajacym sie blogu...Sluzyl mi dobrze i dlugo; przynajmniej do momentu, kiedy to przestal mi sluzyc w ogole, a jal sie przyczyniac jedynie do mojej nieustajacej frustracji.
No nic. Teraz jestem tutaj.
Z czasem pewnie zniknie rozowosc; pojawi sie krew i roboty.
Slon zostaje do odwolania 8-|

Jakies dobre rady dla poczatkujacego uzytkownika blogspota?
Np. jak mozna zmienic kolor tla i tytulu? :D