piątek, 30 września 2011

Koniec pewnego etapu

Przytaczając jeden z bon-motów najpopularniejszej powieści świata- "Dokonało się!" :D

Nie wiem, co czuję O_o
Lekki rausz po jednym piwku, to pewne; jakiś rodzaj radości, i dziwnej nieważkości (co też można złożyć na karb piwka), ale- co dziwne- niewiele ulgi.
Trochę żalu, nie bardzo wiem, po czym, za czym. Za ostatecznie przeciętymi więzami z Alma Mater? Że więej nie będę przemierzać tych korytarzy, widziała tych ludzi. Do diabła, to wszystko było w moim życiu przez ostatnie 9 lat.
Ale dość tego.
Jestem tytularna.
I teraz mały liścik dla ludzi, którzy być może kiedyś przybłąkają się na tego bloga, których nigdy nie spotkałam, a którzy kiedyś spekulowali na jakimś forum "mangozbieraczy" (hyhyy) o mojej wartości jako japonisty z racji nieposiadanego tytułu.
Here goes: spierdalać, posiadam.

Teraz pora znaleźć sobie nowy cel w zyciu.
I sayz: Jamajka :D

środa, 21 września 2011

Oh Lilian, look what you've done...

Zdumiewająca rzecz: moje glany wywołały więcej komentarzy i poruszenia na wiosce, niż moje dredy O_o
Co dziwniejsze- obudziło to we mnie istną wściekłość; naprawdę, spędziłam duuużo czasu z dala od polnego sioła, i wieśnioki wkurzają mnie bardziej, niż kiedykolwiek dotąd. Drażni mnie wszystko; gospodyni, od 7 rano strzelająca garami, i zajmująca mi moją łazienkę cały czas; widok firmy; długa i pełna wądołów droga do pracy; widok firmy; odstęp półtorej godziny między autobusami do Wykrota, w dzień powszedni, w dzień roboczy; widok firmy.

W rzeczonej firmie tymczasem sucz skorzystała z mojej nieobecności i biegała po firmie, sącząc ludziom do uszu, że ja biorę te wszystkie wolne, żeby latać do Anglii i Irlandii (zwróćmy uwagę na tryb ciągły), szukać innej pracy (a dlaczegóż chciałabym zmienić pracę, I wonder...), zażądała też, żeby mi zlustrować paszport.
Oczywiście, kiedy mnie spotkała, rozpłynęła się w słodkim uśmiechu i niemal rzuciła mi na szyję.
---Napotkałaby po drodze mojego glana.
Na wieść o spisku paszportowym doszłam jednak do wniosku, że nie mogę przyieść wstydu rodzinie, i muszę nieco upgrade'ować mój dokument, taki zwyczajny i nie rockendrollowy. Coś tam dodam od siebie.
Może wkleję listek marychy, niczym do scrapbooka, i przygotuję łzawą historię o prywatnym małym kartelu narkotykowym, który jest moim skromnym wkładem w emancypacje kobiet, a który przy tym wymaga stałej opieki i troskliwego oka.
Serio, obczaiłam sobie słownictwo z zakresu handlu ludźmi i przemytu. Niech no tylko usłyszę: "Jak byłaś na weselu, to gdzie są zdjęcia?..." (takie pytanie usłyszałam odnośnie Irlandii).
Jakim weselu...
Kolumbia, baby!

Termin dostałam na jutro. Co jest niewykonalne. Cholera, przydałby mi się teleport- co, jeśli następny termin będzie za 800 lat?!

piątek, 16 września 2011

...
Błagam, nie komentujcie wszyscy naraz.
Przytłacza mnie konieczność odpowiadania wszystkim po kolei.

Jest tam w ogóle ktoś jeszcze? Ktoś to poza mną czyta?
I tak się nie dowiem, zerowy komentarz będzie milczał jak zaklęty.

środa, 14 września 2011

Teoretycznie na finiszu

Złożyłam pracę.
Ale zamiast ulgi, radości, euforii, czuję jedynie niebotyczne wyczerpanie i masę obaw przed czekającym mnie egzaminem.
Jakoś będę musiała ogarnąć panikę i spróbować w parę tygodni przypomnieć sobie studia.
Kolejnych kilka bezsennych nocy przede mną, zaczynam się przyzwyczajać do braku snu, posiłków i poczucia bezpieczeństwa.
Zawsze w chwili, w której już mi się wydaje, że wszystko idzie jak najlepiej, wyskakuje jakaż zaraza. Wniosek? Nie wolno opuszczac gardy aż do samego końca XD
Szykują się zmiany; zabawnie, bo w życiu i moim, i moich sióstr, u każdej spore, u każdej na dobre.
Ale tymi swoimi nie jestem w stanie się cieszyć. Czuję jakąś okropną pustkę; podejrzewam, ze to dlatego, że cel, przymus, który nie opuszczał mnie od trzech lat, niebawem zniknie - w ten czy inny sposób.
Mój Cthulu, runie mój swiat XD

Jest ogromna góra rzeczy i spraw, które zaniedbałam, które leżą odłogiem i powoli ulegają entropii. Np.kontakty towarzyskie, czy - zapewne- jakiekolwiek talenty, posiadane przeze mnie. Obydwa moje pokoje- i w Gdańsku, i w Wykrotach- przypominają pobojowisko. Po prostu wchodziłam, kładłam to, co akurat niosłam, gdzieniebądź i wracałam do pracy. Buty mam rozpadające się, bo nie mam ani czasu, ani głowy, żeby iść po nowe. Dawno nie zadałam sobie trudu, zeby jakoś ładnie i równiutko ściąć paznokcie- po prostu biorę majcher i...
Nie, no aż tak nie :D
Ale trwająca wiele miesięcy gonitwa z czasem ma się ku końcowi, i jak na przedmetku bywa- biegnę nie tyle odbijając się miarowo od ziemi, ile czerpiąc resztki rozpędu z potknięć, zatoczeń i podpierania się bandy rękami XD
Ktoś mi kiedyś powiedział, że po obronie człowiek patrzy na swoje wcześnejsze męki i nie może się nadziwić, jakie to w gruncie rzeczy było łatwe. I że gdyby wiedzieli wcześniej, to by się tak nie stresowali.
--------No więc dobrze, że ja nie wiedziałam, na co się porywam. Palnęłabym sobie w łeb w przedbiegach XD