Plus zapomniałam dodać, że wystarczyła lawina spraw pracowych, jaka się na mnie zwaliła w poniedziałek, żebym się natychmiast rozchorowała.
Czyli nie tylko zmęczenie, niedospanie; stres, ba- trochę stresu wystarczy, żeby mi zdrowie wysiadło. Słowo honoru, XIX wiek, galopujące suchoty, słabowita panna dziedziczka i co tylko jeszcze. Czymsiś się zmartwię, zestresuję- i leżę osłabiona, chora, z gorączką, bez głosu.
Muszę wygrać milion. Po prostu. Praca mi nie służy, wszelki stres czy zmęczenie, wynikające z kwestii zawodowych, mi ewidentnie nie służą, poza tym nie zaczęłam jeszcze na dobre zajęć- ot, pojedyńcze lekcje tu i tam- a już mam mega awersję na ludzi.
Na chwilę obecną- I want out.
As in- OUT.
Milion? A cóż można zrobić z milionem. Nawet się człowiek nie wyżywi.
OdpowiedzUsuńZawsze można w coś zainwestować...
UsuńAle masz rację- jak wygrywać, to wygrywać konkretnie :D
Mój dom na klifie we francuskim Eze się sam nie kupi -_-