Ale by się zdziwiły tajne służby zdrowia, gdyby przechwyciły mojego smsa do domu, smsa z listą tego, co ma mi rodzina przysłać w grudniu.
Ja jednak, będąc istotą do szczętu wyzbytą instynktu samozachowawczego, niniejszym ujawnię tu treść tego smsa :D
"Fioletowa bluzeczka, elfie uszy, paczka małych gumeczek (na komodzie), różowy grzebień, kabel z kompa, duży czarny T-shirt z Cthulhu, zielone męskie bokserki i bordowy włochaty golf ^^ "
Już słyszę złowrogi łopot kaftana na korytarzu i grzechot przesyuących się, małych wesołych pigułek...
Na moim starym blogu odezwał się pewien nieznajomy, pytając o namiar na nowego bloga.
Nim podejmę decyzję, co zrobić, muszę wyznać, że przejrzałam sobie kilkanaście wpisów z tamtej lokalizacji, i zalał mnie ogromny wstyd.
Każda jedna notka z owych przejrzanych ma w tle mniej lub bardziej czytelną wiadomość: NIEDŁUGO STĄD ZWIEWAM.
Wielkie "niezagrzewanie miejsca" na rubieżach cywilizacji miało potrwać jeno chwilę, aż ustaną burze i nawałnice, pojawią się trzy małe literki przed moim nazwiskiem, a ja ogarnę temat i coś postanowię.
Ba, miałam nawet wielki plan na Nowy Rok, czyż nie?
No i wiele przyszło z tych pogróżek i obietnic. Trzynaście miesięcy, moi drodzy. Tylez właśnie czasu już tu tkwię.
Bardzo źle się czuję z tym faktem, jak taki kozak barowy, który się odgraża, że jakby co do czego przyszło, to położyłby trupem każdego oponenta, a w następnej chwili widzimy go, jak boczkiem wycofuje się za bar przy pierwszym przelatującym stołku.
A najgorsze, że teraz opanowała mnie idea...niemal niemożliwa. Szansa powodzenia- jedna na milion.
Nie, czekajcie...Już jest 7 bilionów ludzi na świecie; to jedna na dziesięć milionów XD
Tym, co sprawia, że nie jest to jedna na miliard, jest fakt, że naprawdę zamierzam spróbować tą ideę wcielić w życie.
Nie mam pojęcia, jak się do tego zabrać, co trzeba zrobić, z którego końca pociągnąć sprawy, ale pierwszy krok, obawiam się, polega na realizacji pogróżek z poprzedniego bloga.
Cytując Roosvelta: "The best prize that life has to offer is the chance to work hard at work worth doing".
No więc na razie ta nagroda jest przede mną, spory kawałek.
Nie, żebym się czepiała, ale pamiętasz, że u Anglosasów "billion" to nasz "miliard"? :P
OdpowiedzUsuńJak rozumiem, to jest to nocny motyl próbujący wyrwać się ze stalowej klatki korporacyjnego ucisku, z nadzieją ucieczki na księżyc, który niestety okazuje się ułudą sprokurowaną przez bożka Mamone!?
OdpowiedzUsuńA może po prostu nadinterpretuję :P
Jo.- nie pamietalam, oczywiscie :D Racje masz. Ale po szybkim skonfrontowaniu tego faktu z notka odkrylam, ku mojemu zdumieniu, ze sens sie zachowal :DD
OdpowiedzUsuńW.- a nadinterpretuj wacpan :D Zreszta bardzo ladna owa Nadinterpretacja (ktora sama w sobie jest siostra Konfabulacji- w pracy wpadlam na przeswietny koncept zwiazany z ta rodzina *_*).
Fakty jednak sa takie, ze ten rysunek zrobilam kilka dni temu, a wkleilam go do pierwszej popelnionej notki, bez zwiazku z trescia, ale- jakze zgrabnie wyszlo, nieprawdaz? :D