poniedziałek, 21 listopada 2011

I have a dream

Ale by się zdziwiły tajne służby zdrowia, gdyby przechwyciły mojego smsa do domu, smsa z listą tego, co ma mi rodzina przysłać w grudniu.
Ja jednak, będąc istotą do szczętu wyzbytą instynktu samozachowawczego, niniejszym ujawnię tu treść tego smsa :D
"Fioletowa bluzeczka, elfie uszy, paczka małych gumeczek (na komodzie), różowy grzebień, kabel z kompa, duży czarny T-shirt z Cthulhu, zielone męskie bokserki i bordowy włochaty golf ^^ "

Już słyszę złowrogi łopot kaftana na korytarzu i grzechot przesyuących się, małych wesołych pigułek...

Na moim starym blogu odezwał się pewien nieznajomy, pytając o namiar na nowego bloga.
Nim podejmę decyzję, co zrobić, muszę wyznać, że przejrzałam sobie kilkanaście wpisów z tamtej lokalizacji, i zalał mnie ogromny wstyd.
Każda jedna notka z owych przejrzanych ma w tle mniej lub bardziej czytelną wiadomość: NIEDŁUGO STĄD ZWIEWAM.
Wielkie "niezagrzewanie miejsca" na rubieżach cywilizacji miało potrwać jeno chwilę, aż ustaną burze i nawałnice, pojawią się trzy małe literki przed moim nazwiskiem, a ja ogarnę temat i coś postanowię.
Ba, miałam nawet wielki plan na Nowy Rok, czyż nie?

No i wiele przyszło z tych pogróżek i obietnic. Trzynaście miesięcy, moi drodzy. Tylez właśnie czasu już tu tkwię.
Bardzo źle się czuję z tym faktem, jak taki kozak barowy, który się odgraża, że jakby co do czego przyszło, to położyłby trupem każdego oponenta, a w następnej chwili widzimy go, jak boczkiem wycofuje się za bar przy pierwszym przelatującym stołku.
A najgorsze, że teraz opanowała mnie idea...niemal niemożliwa. Szansa powodzenia- jedna na milion.
Nie, czekajcie...Już jest 7 bilionów ludzi na świecie; to jedna na dziesięć milionów XD
Tym, co sprawia, że nie jest to jedna na miliard, jest fakt, że naprawdę zamierzam spróbować tą ideę wcielić w życie.
Nie mam pojęcia, jak się do tego zabrać, co trzeba zrobić, z którego końca pociągnąć sprawy, ale pierwszy krok, obawiam się, polega na realizacji pogróżek z poprzedniego bloga.
Cytując Roosvelta: "The best prize that life has to offer is the chance to work hard at work worth doing".

No więc na razie ta nagroda jest przede mną, spory kawałek.

3 komentarze:

  1. Nie, żebym się czepiała, ale pamiętasz, że u Anglosasów "billion" to nasz "miliard"? :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak rozumiem, to jest to nocny motyl próbujący wyrwać się ze stalowej klatki korporacyjnego ucisku, z nadzieją ucieczki na księżyc, który niestety okazuje się ułudą sprokurowaną przez bożka Mamone!?

    A może po prostu nadinterpretuję :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Jo.- nie pamietalam, oczywiscie :D Racje masz. Ale po szybkim skonfrontowaniu tego faktu z notka odkrylam, ku mojemu zdumieniu, ze sens sie zachowal :DD

    W.- a nadinterpretuj wacpan :D Zreszta bardzo ladna owa Nadinterpretacja (ktora sama w sobie jest siostra Konfabulacji- w pracy wpadlam na przeswietny koncept zwiazany z ta rodzina *_*).
    Fakty jednak sa takie, ze ten rysunek zrobilam kilka dni temu, a wkleilam go do pierwszej popelnionej notki, bez zwiazku z trescia, ale- jakze zgrabnie wyszlo, nieprawdaz? :D

    OdpowiedzUsuń

Leave yer mark: