Moje marzenia się ostatnio bardzo skonkretyzowały.
Przymykam oczy na zawiesistą szarość za oknem i zawzięcie wizualizuję sobie to, co mi sie marzy.
Stary dom na klifie, pustawy, z niewielką ilością sprzętów, o wysokich oknach i wysokich pokojach, w słonecznej strefie geograficznej; w głównym pokoju, z tarasem wychodzącym na morze, fortepian i wygodny szezlong, stosiki książek. Gdzieś w obrębie domu- potrzebne do przetrwania, niezbędne drobiazgi (w tej grupie mieści się, oczywiście, wino i sery).
Dużo świeżego powietrza, słońca, morza, ciszy i spokoju.
Jest to tak sprecyzowane, obleczone w formę marzenie, i tak silne, że czekam niemal, aż rozpruje się warstwa rzeczywistości i wspomniany dom zwieńczy rozwijającą sie nagle przede mną ścieżkę, możliwe, że brukowaną żółtą kostką.
Nie pogardziłabym takim, na przykład:
Wczoraj zadałam sobie wyrafinowane tortury, bo ślęczałam przed kompem i przeglądałam zdjęcia pod hasłem: Greek cottage; Spanish cottage; mediterranean cottage; sunlit terrace, itd. Dlaczego człowiek to sobie robi?..
Powietrza mi trzeba; powietrza i słońca. W Gdańsku, przy takiej aurze, jaka panuje obecnie, w powietrzu kłębi sie smog. Wgryza się w oczy, nos, przesącza przez ubrania, nie można nawet o pewnych godzinach otwierać okien, bo swąd natychmiast rozgaszcza się w mieszkaniu. Mam wrażenie, że mam szarą nie tylko skórę, ale nawet krew.
No więc przez godzinę głodnym wzrokiem oglądałam zalane słońcem, śródziemnomorskie uliczki, białe ściany z niebieskimi okiennicami i roziskrzone morze.
A potem, może z tego rozkojarzenia, przed zaśnięciem, nie mogłam się doliczyć swoich utworków. Nie to, że je sobie zawsze zliczam przed snem, nic takiego. Ale raz na jakiś czas trafia mnie pytanie: co ja właściwie tam w tej puli mam? Za każdym razem muszę liczyć od początku, a i tak się wczoraj pomyliłam i zapomniałam o jednym. Dopiero głębokie poczucie, że coś się nie zgadza, pozwoliło mi wreszcie, po kilku długich minutach, odkryć zgubę.
Wszystko to zaś dlatego, że ostatnio nie chce mi się ich zapisywać. Na razie mieszczą się wszystkie w głowie i palcach, więc nieprzyjemne zadanie spisania ich odkładam wciąż na później. Ale skoro zapominam powoli o istnieniu co poniektórych... A przecież jest ich ledwie dwanaście.
Chyba...
W tym jeden, który nazywam "okruchem", bo jest krótki, instrumentalny i bardzo bardzo prosty. Taki okruch :D
Słońca, ciepła, argh XD
Ja sobie robię kuku oglądając na google maps różnorakie słoneczne wybrzeża nad Mare Mediterranevm. しかし、jest plan...
OdpowiedzUsuńWakacyjny, czy raczej bardziej ---długofalowy i stały, przewidujący długie lata pracowania nad rakiem skóry? 8-)
Usuń