Więc ranking ów to:
Naprawdę ładny głaz, czyli ładna buzia 1)u bohaterki: przede wszystkim Yvonne Strahovski, (Sarah w "Chucku") która jest jedną z najładniejszych kobiet, jakie widziałam, i Jessica Alba w "Dark Angel"
-----2)i u bohatera: trudne... Chyba jednak Wentworth Miller z pierwszego -i podkreślam: TYLKO pierwszego- sezonu "Prison Break"; jakby nie grał, jakiby się nie zrobił irytujący, to w pierwszym sezonie jest po prostu yummy.
Bohater drugiego planu, bijący pierwszy plan na głowę: najpierw, po całości Robert Knepper, który i jako T-Bag w "Prison" break", i jako Samuel Sullivan w "Heroes" pobił na głowę wszystkich; zaś takim szczególnym bogaterem drugoplanowym jest (nomen omen w "Prison Breaku" właśnie) agent Mahony :3
Bohaterka drugiego planu, bijąca pierwszy plan na głowę: ...nie ma takiej. Ale bardzo lubię Cuddy, choć nie bije House'a. Jest zaraz obok :D No i Inara z "Firefly"- też zaraz obok Filiona :)
Ciuchy i biżu: "Bones", "Bones", "Bones" i ewentualnie "Supernatural", gdzie ciuchy są niezłe, tyle, że tam kobiety ubierają się jak z fantazji wielbicieli rocka. Patrzę na te buty, i mnie nogi bolą... Kobiety z planety Ziemia normalnie nie ubierają się wyłącznie w ten sposób, i sama idea nie wychodzenia z jeansów przez całe życie mnie po prostu zmraża.
Samochody: ha. "Supernatural" :3
Muzyka: "Dark Angel", "Supernatural", "House"
Dom "Supernatural", i chodzi oczywiście o chatę Bobby'ego
Knajpa: studencka speluna w "Buffy" i jadłodajnia w "Dead like me"; całokształt knajp w "Supernatural", o ile nie prowadzą ich demony.
Serial, do którego potrzebny aperitif: "Supernatural"- bo tam żłopią zimne świeże piwko jak odcinek długi, a z kolei w "Bones" zawsze jest na końcu scena przy barze, z lampką wina.
Inspirujące do pracy intelektualnej: "Bones" (mimo- a może właśnie z powodu- tego winiacza :D)
Inspirujące twórczo: "Carnival", "Heroes"
Para z chemią: Booth i Brennan z "Bones"
Para Y z chemią: hehe...no co, znacie mnie. Więc Dean i Castiel z "Supernatural"; i oczywiście- dlaczego nikt tego nie dostrzega?!- Mahony i Scofield z "Prison Break" (scena w Sonie? Gdzie Mahony przyszpila Michaela do ściany? Przecież on się siłą powstrzymuje, żeby nie zrobić nic więcej, doh!). I Artur/Merlin z "Merlina"
Całokształt przyjemności, płynącej z oglądania; że człowiek wraca do domu i ma ochoę popatrzeć/posłuchać/pobyć sobie w danym świecie: "Dead like me"- tak, typowe, film o mrocznych kosiarzach, a ja miałabym ochotę się przenieść na chwilę do ich świata :D Ale to jeszcze nic, bo drugi taki serial to "Mentalist"; naprawdę, 40 minut obcowania z pozytywnym uśmeichem Patricka Jane'a działa lepiej, niż valium, mimo, że to serial o wydziale zabójstw :D
Fascynujący koncept, intrygujący co odcinek:: "Dollhouse".
Z ciuchami w serialach w ogóle jest problem, bo producentami takowych są zazwyczaj w więkoszści mężczyźni, którzy ubierają swoje bohaterki jak wymarzone divy z barów, lub w jakieś ogólnie wyfantazjowane kreacje, które w realu wyglądają jak koszmarki. Drażni mnie, że w amerykańskich serialach dekolty trykotów (w których kobiety, notabene, namietnie chodzą, jakby nie istniał poza tym żaden inny materiał; poza zsyntetyzowanym lnem na biurowe granatowe marynarki, oczywiście), sięgają im krawędzi dolnego żebra, że wszystko jest tak obcisłe, że nie zostawia żadnej zwiewności, żadnej tajemnicy, niczego dla wyobraźni, nie mówiąc o tym, jak to niewygodnie wylgąda. No i kobiety naprawdę nie chodzą wyłącznie w spodniach.
Dlatego oglądam "Bones" z taką przyjemnością, mimo tych wszystkich rozkładających się zmlaskiem ludzkich tkanek- jedyne serialowe kobiety, które się ślicznie ubierają, to Brennan i Angela. Cała reszta to kaszaloty, z wszystkim na wierzchu, w jakichś koszmarnych butach (bogowie...nie wiem, jaki producent obuwia sponsorował "Buffy", ale to, co się tam działo, ja określam mianem "krowiego kopyta") i obcisłych majtkowych pastelo-beżach. Z obowiazkowym złotym serduszkiem na łańcuszku o nijakiej długości, zwanej potocznie nie w pipę ni w oko.
Ugh.
A, była jeszcze jedna świetnie ubierająca sie postać, w "Dead like me", i była to albo Daisy Adair, albo Betty Rhomer. W sumie obydwie ubierały się ciekawie.
No i Tru w "Tru caliing", chociaż na litość boską, te dekolty do pięty? Serio- nie ma innego sposobu, żeby afirmować swoją kobiecość?
A piszę to wszystko, bo...bo wiadomo, co innego powinam w tej chwili robić XD
...Choć cosik bym jeszcze dodała do tej listy, tylko nie wiem, co...
W "Bones" najbardziej pobudzał mnie do pracy intelektualnej Vincent, ze swoimi "faktami na każdą okazję" ;D A za ten naszyjnik, który Brennan nosi w prawie każdym odcinku, dałabym się pokroić.
OdpowiedzUsuńEch, wstrzeliłaś mi się w nastrój - wczoraj powtórzyłam sobie kilka odcinków z końcówki VI. sezonu... ;)
No wlasnie, jej naszyjniki! I kolory ziemi, w jakie sie ubiera, prze-pię-kne!
OdpowiedzUsuńJa do szostego sezonu nigdy nie doszlam, poprzednio (te lata temu XD) skonczyłam oglądanie jakoś w okolicach trzeciego, chyba. Nie pamiętam XD
I właśnie wsiąkłam de novo :)
I chyba sobie powtórze "Dea like me", bo niewiele znam tak pozytywnie budujących, wypełnionych takim ciepłym spokojem seriali (Mimo, że to film o śmierci i grim reaperach XD) :)
"Przystanek Alaska" taki byl trochę.
Ale nie, precz, Abe no Seimei wzywa!..XD
Czytam swojadrogąfascynującą książkę o nim, taką, której od dawna szukałam; która w sposób logiczny, i nie po japońsku poszatkowany dygresjami, ujmie wszystkie legendy, a dopiero POTEM zajmie sięich demaskacją, czyli co było faktem, a co nie. Pierwsza taka książka jak dotąd -_-
Oj, to koniecznie oglądaj dalej - w czwartym sezonie pojawia się instytucja tzw. squintern: jest ich kilkoro, a każde ma jakiś wybitnie przyjemny odchył ;)
OdpowiedzUsuńDo "Dead like me" jeszcze nie dotarłam - może się rozejrzę, ale najpierw muszę przerobić "Battlestar Galactica" (właśnie zaczęłam, jest dobrze)...
No wlasnie `Battlestar...` jest rowniez na mojej tapecie na lato, w ramach przeczekiwania martwej strefy :) Na lato mam wobec tego Bones`y, Carnival- tymczasowo odstawiony- i Battlestar... Byc moze Camelot, no i musze przeczytac `Gre o ron`, zeby moc ogladac serial :D
OdpowiedzUsuńBusy, busy, a tu jeszczy zyc trzeba XD
Ciuchy- główna bohaterka "Zaklinacza Dusz". Choć samego serialu na dłuższą netę nie da się wytrzymać -_-
OdpowiedzUsuńMentalista- Patrick Jane jest bardzo blisko ideału, a za ten uśmiech można dać się pokroić. Swoją drogą- obejrzałam końcówkę trzeciego sezonu i z lekkim niepokojem czekam na czwarty :|
Wiem, ja tez -_- Bedzie w pierdlu, przynajmniej przez czas jakis.
OdpowiedzUsuńZ bohaterem mialam problem, bo uwielbiam Jane`a, no i wiadomo- Jensen Ackles jest po prostu zabojczy; ale jesli chodzi o niesamowita slicznosc, to Miller w I sezonie Prison Breaka pobil wszystkich na glowe.
Potem sie upasl, albo zaczal brac jakies zatrzymujace wode w organizmie medykamenty- i lala zniknela XD Brzunio spuchlo i chodzilo takie po planie.
O, Camelot dobry jest, obejrzyj! Zeschizowany Merlin - that's the spirit! ;D
OdpowiedzUsuńHo...ale bez scen, w ktorych polnagi Artur wladczym gestem wciaga opierajacego sie Merlina do buduaru, to nie bedzie ten sam Camelot 8-D
OdpowiedzUsuńMiaaah miah, Arturek! <3
Mari, u mnie Miller odpada:D Nie ma w sobie Lokiego;D Nie ma tej szczypty szaleństwa w oku ;) Jak chociażby Balthazar z Supernatural... Sebastian Roché jest daleki od ideału meskiej urody, ale ten błysk w oku rekompensuje wszystkie niedociągnięcia :D
OdpowiedzUsuńTak, BAlthazar, a i Crowley, to bardzo lubiane przeze mnie postacie z Supernaturala :)
OdpowiedzUsuńAle Miller w 1 sezonie byl bardzo nieludzki; to jego opanowanie, plan jak z mozgu robota, byly po prostu socjopatyczne, i za to go uwiebialam.
Potem ten jego wytapetowany tajemniczym, wieloznacznym mruczeniem wokal zaczal mi dzialac na nerwy, jak tez zasmucala mnie straszliwa zmiana w gabarytach. Ale Scofield w jedynece to ciacho, imho :D