Miałam jechać do Czech.
I jeszcze do wczorajszego wieczoru plan ów obowiązywał, ale im późniejsza była godzin, tym bardziej chwiał się w posadach.
Problem polega na tym, że ja sie panicznie boję samotnych wypraw do nowych miejsc, szczególnie jeśli wyprawy owe wiążą się z zanurzeniem się w dzicz.
Dokładnie tak, jak tu.
Dopóki przeskakuję z jednego środka lokomocji w drugi, wszystko jest w porządku. Natomiast w tym przypadku całą wyprawa bazowałaby na zasadzie: zdążę-na-styk-i-jest-to-mój-ostatni-autobus-a jeśli-się spóźnię-to-nocuję-na-pustkowiu. Przez-następne-trzy-dni-bo-w-weekendy-autobusy-nie-jeżdżą.
Przerażało mnie to bez granic.
Tym bardziej, że mam tu do czyienia z taką rozkoszną miejscowością graniczną, z której do leżacego w prostej linii pierwszego większego miasta-nie dojeżdża NIC.
Z Habartic trzeba najpierw pójść do sąsiedniej wsi Cernousy, żeby tam złapać pociąg do Frydlant; i teraz różnie internet podaje. Że to 2 km. Ale z Zawidowa 7km. Czyli między Zawidowem a przyklejonymi doń Habarticami rozciąga się wycięte z tej czasoprzestrzeni pięć kilosów? GDZIE?!
Ale jaka by nie była odległość- do wspomnianej stacyjki kolejowej trzeba dotrzeć przez las.
Przez cholerny LAS! W górach! Gdzie niedźwiedzie, wilcy, zboczeńcy i kto wie, co jeszcze, czyhają w komyszach!
Tym donioślejszeo znaczenia nabiera moja samobójcza, samotna wyprawa do Białowieży po nie dostaniu się do Krakowa.
Musiałam być wtedy w niezłym stanie, skoro rzuciłam się w puszczę, bez mapy, bez kompasu, bez zorganizowanego noclegu, bez telefonu komórkowego. Po prostu po-SZŁAM!...Spędziłam tam trzy dni.
Zgubilłam się w którymś momencie, na otoczonej mokradłami ścieżce spotkałam ptasznika, a kiedy wracałam, powódź zalała Gdańsk, i miałam problemy z dotarciem do domu.
Bardzo, bardzo boję się samotnych wypraw w dzicz.
I jeszcze to, że z Frydlantu musiałabym się zawijać najpóżniej o 15, żeby zdążyć na ostatnie możliwe połączenia chociażby w okolice WYkrota.
Położyłam się spać cieżko przerazona, a zanim zasnełam, zdążyłam już obejrzeć kilka możliwych, czarnych oczywiście, swcenariuszy wycieczki.
I oto poranek zastał mnie przy czarnej kawie, nadal w Wykrocie, wciaż rozstrzęsioną po ledwie unikniętych niebezpieczeństwach XD
Wiem, wiem, to jakaś fobia. Dupa ze mnie, nie podróżnik. Wiem, wiem.
Więc, w ramach zacierania koszmarów- "Thor". nie 3D.
Pokrótce: Hannibal Lecter wykopał Thora na ziemię, gdzie ten zarywał kobietę Dartha Vadera, ale niestety przeszkodził mu w tym kapitan Spock, który z Jötunheimu wezwał lodowe zombie i krakena, żeby przejąć władzę.
Oczywiście, nie udało mu się, bo nie miał tak skrzypiących nowością kolorowych ubranek, co Thor, w zbroi made-by-Zepter.
Bifrost fajny. Czarnoskóry Heimdall najbardziej boski z całej tej dziwacznej zgrai. Iii---chyba tyle.
Za to "Rango" świetny, koneicznie trzeba obejrzeć, zwłaszcza jeśli się lubi steampunk i klasyczne westerny :D
Przebitki z III części Piratów i "Truposza" - orzeźwiające.
Natomiast ku mojemu rozczarowaniu, moja najnowsza fotomanipulacja nie wywołała żadnych komentarzy, najmniejszego odzewu. No wiecie co? Napracowałam sie nad nią! Ok, biodro trochę spieprzyłam- no i co? Może gdybyście zobaczyli oryginał, docenilibyście nakład pracy, włożony w prackę :P
Ale dobra: teraz wrzucam inne swoje dzieło, czyli własnej roboty koraliczki i bransoletkę :)
musialam nadrobic 4 wpisy, az wszystko zpelilo mi sie w jeden :D Fotmanipulacja fajna :) podoba mi sie spodnica - satyna? ;)
OdpowiedzUsuńCo do pokolenia Y - mysle, ze zachowanie dziewczyn (bo to raczej wyklucza facetow pod wzgledem ciuchowym) jest jeszcze efektem ubocznym komunistycznej centralno-zachodniej europy, kiedy nic nie bylo, a jak juz sie pojawilo to nikt nie nosil bo odrazy dziewka bylaby linczowana w swoim ojczystym kraju. Bo to wiesz, trzeba sie pokazac tubylcom, co nie? Niech ludzie widza, ze mnie stac! kinda thing... Jak zaczelam pracowac w B&M, Ilona (litwinka) nagle zaczela sie mega pacykowac, ubierac super ciuchy etc, ale po jakichs dwoch tygodniach chyba do niej dotarlo, ze ja nie ten typ co konkuruje i sie pindrzy. Inna raza po spedzeniu dwoch dni w innym biurze - pelnym litwinek i polek no to znow byla rewia mody. Zdarzaly sie takie chiuchy, ktorych nawet ja bym nie wlozyla na najbardziej rozerotyzowana impreze swiata. And i do dare now and again... :P Coz, to nie ich wina, ze zostaly wychowane przez ludzi z zerowym gustem i wzoruja sie na takic "Celebrytch" jak Doda czy Kate Prica (a.k.a Jordan). Plus dochodza takie programy (obczaj!! spadniesz z krzesla!) Made in Chelsea oraz The only way is Essex. That should explain the lot! :) mozemy im tylko wspolczuc, after all we are above them in society ;) x
Kasia
Prawda...Ale bron cthul sie przed nimi z tym zdradzic- to oni maja widly :P
OdpowiedzUsuńA koraliki ladne, prawda? *_*
Co do kiecki- nie wiem, prawde mowiac :D Ja na tym zdjeciu mam na sobei jeansy, nawet widac jednego trampka, przeoczonego podczas obroki :P
Chcesz, to Ci podesle oryginalne zdjecie na maila, dla porownania :D Troche sie wyladnilam, nie ma co czarowac..:P
Zaskakujący atak paniki jak na osobę która wędrowała po Japonii i Danii i kilku innych miejscach. Wydawać by się mogło, że będziesz wędrowała bez strachu z wysoko uniesiona głową :D
OdpowiedzUsuńCo do fotomanipulacji... to ładna jest. Naprawdę fajna. Trampka wyczaiłem dopiero po tym jak o nim powiedziałaś więc to "przeoczenie" jest doprawdy niewielkie.
Ładny naszyjnik. Manipka też, ale osobiście przeszkadza mi w niej to pismo odręczne w charakterze dekoracji tła. Za to efemeryczna/dymiąca biała spódnica fajna:)
OdpowiedzUsuńNo :D O takiej reakcji mowilam. Dzieki! :D
OdpowiedzUsuńTo pismo odreczne wydalo mi sie nieodzowne, by do reszty zatrzec ostrawe kontury niektorych warstw.
Byc moze jest tego pisma za gesto...Cale szczescie mam jeszcze wersje niesplaszczona, wiec moge sie pobawic :D
Wojciechu- wiesz, w Japonii i Danii to bylo 100% cywilizacji wokol; pociagi, autobusy, ludzie. Logika i sens.
Tutaj- czy np.w Chinach- tego brak. Jest za to dzicz i bezholowie, dezinformacja i kongo. A tego boje sie panicznie -_-`
Hmmm, może to coś w powietrzu? Bo ja się od kilku tygodni zbieram na nocną wyprawę foto po japońskich dworcach i szeroko pojętej "okolicy" i za każdym razem gdy zapadnie zmierzch i przypomnę sobie wywieszkę z holu w Szałasie o krążącym po okolicy zboczeńcu, to mi się odechciewa. A kiedyś taki japoński chikan to jedynie człowieka bawił. Nocny spacer był jednym logicznym (temperatury), a chuhai za jasnego to jakaś bzdura była. A teraz? Teraz za każdym razem pakuję się w piżamę i mówię sobie - nxt time. Ale kto wie, może się przemogę.
OdpowiedzUsuńMożna zobaczyć oryginał foto-manipulacji? ;)
Moze to cos w powietrzu; a moze, co tu ukrywac, znaki czasu :D Juz sie nie chce lazic na jakies samobojcze eskapady, lepiej w domku, z winkiem...
OdpowiedzUsuńChoc nie, wszystko kwestia, jak zwykle, towarzystwa, lub scislej: jego braku.
Co do zdjecia- na poczatku chcialam sie krygowac, ze wysle kto tam chce na maila, bo na tym zdjeciu najkorzystniej na swiecie nie wyszlam (bo oblednym ganianiu przez pol dnia po Wrocku, w dzikim tlumie? spodziewane, rzeklabym :D), ale na bogow: wiecie jak wygladam, a fotogeniczna nigdy nie bylam. Wiec bez scen:
https://picasaweb.google.com/lapooku/20110606?authkey=Gv1sRgCOiygd-mubzgoQE&feat=directlink
To ja, o 1 w nocy, w Muzeum Poczty Polskiej we Wro :D
Fotomanipulacja wow :)
OdpowiedzUsuńDzieki! \(^o^)/
OdpowiedzUsuńA koraliki?...<__<
OdpowiedzUsuńTyz pikne. :D Ale o ile koraliki jestem w stanie zrobic, o tyle fotomanipulacji ani dudu, wiec faktor wow proporcjonalnie wzrasta. ;))
OdpowiedzUsuńOooo *__* Podwojnie tedy dziekuje! :D
OdpowiedzUsuń