Cóż za frustracja.
Już drugi dzień ślęczę nad kawałkiem i nie mogę stworzyć dwóch pierwszych linijek muzyki.
I tylko tych dwóch; mam już linijkę trzecią i czwartą, mam refren, mam przejście, mam calutki akompaniament.
Tekst też, bo nie mój- zaletą jest znać własne niedociągniecia, a ja do tekstów nie mam teraz ani głowy ani cierpliwości, natomiast jet tyle przepięknych wierszy, które aż proszą się o muzykę, że i tym razem postanowiłam przełożyć realistyczne obrazy słowem na impresjonistyczne fraktale dźwięku.
Zbyt szumnie? Trudno :P Dodać muzyczke do rymów- tyz piknie.
Tak czy inaczej- zżera mnie to. Ledwo coś ułożę, już w momencie pierwszego próbowania wiem, że to skucha, bo już mi się kojarzy z czymś, co kiedyś słyszałam, co mi się spodobało, etc.
I jakkolwiek trudno się nie inspirować w dobie dzisiejszego łatwego dostępu do dzieł wszystkich twórców świata- czy tego chcemy czy nie, te obrazy, te pomysły, te dźwięki tkwią już w naszej pamięci- tym większą jednak i trudniejszą sztuką jest znaleźć dokładnie ten koncept, który wyraża twój zamysł, a jednocześnie nie jest chamską zrzyną z kilkuset już istniejących utworów.
Dobra, mały przełom. Chyba coć mam.
A, i chyba znalazłam bas! Basista jeszcze myśli, ale może powolutku coś się zacznie dziać. Do drugiego utworu bardzo by mi się bas przydał...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Leave yer mark: