piątek, 9 marca 2012

Pranie zwojów

Jeżeli kiedykolwiek zapomniałam, dlaczego nie jestem "psiarą", to teraz pamiętam.
Nigdy nie zdecyduję się na psa.
To tak w formie refleksji, wywołanej czwartym już dniem zajmowania się Stefanem; rozpieszczonym do granic możliwości, wielkim, nieowałaszonym bydlęciem, które doskonale wie, że życie tego konkretnego domu kręci się wokół niego.
Miły piesek, ale mieszkanie z nim to udręka.

Z Albionu, poza książkami i paskami (ale jakie piękne kupiłam!...czerwony zamszowy, nitowany, i drugi z kolorowych koralików *_*), przywiozłam też wielgachną płachtę "Daily Telegraph".
Lektura azet jest bardzo pouczająca, nie tyle przez ich zawartość, ile dzięki temu, że poznając rodzaj i formę wiadomości, jakie są serwowane obywatelom danego kraju, poznaje się rzeczony kraj i mentalność jego ludzi.
Nie wiem, jakiego sortu jest "Daily Telegraph"- choć wnioskując po tym, że rozdają go jako dodatek do zakupów w księgarniach na lotnisku, to chyba nie najlepszego- ale pobieżne przejrzenie pierwszej połowy dało mi nieco do myślenia.
Pierwsze trzy strony jeszcze się, jako tako, bronią (choć na pierwszej, pod wypisanym wielką czcionką nagłówkiem, dotyczącym cięć budżetowych, jest niezwiązane z tym wielkie zdjęcie Pippy- biegaczki na nartach), choć widniejący na trzeciej łzawy artykuł o rodzinie, która zginęła podczas tornado, jakie spustoszyło południową Indianę, pasował stylem do całości jak kwiatek do kożucha. Widocznie przekleili żywcem z amerykańskiej prasy. Jednak już na czwartej stronie- obszerny zbiór plotek, tak o Miss Bahama, jak i o księciu Harrym, plus trochę fotek od paparazzi. Dwie strony dalej- już tylko pogaduchy o modzie i gotowaniu.
Fakt, gazeta nabita po brzegi, znacznie większa i grubsza, niż nasze, niemniej informacje, tam się znajdujące, to najdziwniejsza mieszanina ważnych i nieważnych, mogąca niewątpliwie wywołać zamęt: co się liczy? Co nie?
Istotne informacje pomieszane ze śmieciami powodują, że wzrok skacze od nagłówka do nagłówka, wyławiająca juz tylko co soczystsze kawałki, i tak oto wytwarza się bezwładne umysłowo społeczeństwo, złożone z ludzi biernie i bezrefleksyjnie wpuszczajaych informacje do umysłu i zrzucających je na wielką, nigdy nie poruszaną stertę "takie tam". Z czego na samym wierzchu leży niemożliwe do wymazania zdjęcie księcia Harry'ego, potykającego się o kijek do golfa.
Wiadomość dekady.
Nie, żebym była paranoiczką, wymachującą maską Vendetty przed każdym rządowym budynkiem, ale osobiście nie wątpię, że takie społeczeństwo jest całkiem dobrym materiałem do bycia rządzonym, czy raczej: zarządzanym. Z przykrością jednak muszę stwierdzić, że nie jest to ani oryginalna, ani nowa koncepcja, tak, niestety: jestem pewna, że inni- szczególnie ci w budynkach rządowych- też już na to wpadli.
Stała czujność zatem; stała czujność...

5 komentarzy:

  1. Stała czujność indeed. Wszak hiszpańska Inkwizycja nie śpi.
    Odnośnie zarządzania z jednej strony mam wrażenie, że już jest za późno. Że pędząc ku "nowemu, wspaniałemu światu" minęliśmy jako cywilizacja okraszony migającymi pomarańczowymi światłami znak drogowy "Hic est dementia" i nie ma już odwrotu. Z drugiej strony zawsze było tak, że byli "zarządzani" i to w dużo większej liczbie i stopniu więc może nie jest aż tak źle. Z trzeciej strony przypomina mi się cytat (luźno związany z tematem) z królowej Wiktorii "Beware of artists – they mix with all classes of society and are therefore most dangerous." ;D
    P.S: List wysłałaś? Bo skrzynka mi świeci pustkami i nie wiem, czy poczta wolska zawaliła, czy jak?

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha, list wciaz pisze :D Mialam go wyslac 2 tygodnie temu, przed Anglia i duzyrem u psa- tam nei ma poczty -=- Ja mam szczescie do utykania w przestrzeniach wiejskich/podmiejsckich, gdzie jest bardzo znikoma ilosc zdobyczy cywilizacyjnych. TAkich jak np.poczta. Mialam zamiar go wyslac dzisiaj, ale przyjechalam do domu, a list zostawilam----u psa XD Takze jeszcze o odrobine cierpliwosci upraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przed chwilą naskrobałem kilkunasto-linijkowy komentarz na temat zalewu informacji jakiemu zostajemy poddani... po czym blogspot padł i zżarł mi go bezwstydnie.

    Tak czy inaczej, czytuję ostatnio książkę pt "Wiek Propagandy" tyczącą się teorii perswazji i tytularnej propagandy. We wstępie do niej autorzy przedstawili porównanie sposobu przetwarzania informacji przed 100-150 laty oraz w obecnych czasach, wskazując na to, iż teraz codziennie narażani jesteśmy na falę, która ma za zadanie podać nam fakt, a następnie sprawić, iż bezkrytycznie go przyjmiemy do wiadomości i nie będziemy się nad nim zastanawiać. Po prostu, nie daje nam się szans na przeanalizowanie danej informacji, natychmiast serwując nam nową, "ważniejszą", "bardziej aktualną". Jeśli do tego ukryje się ją wśród wiadomości błahych, nieistotnych z naszego punktu widzenia, będziemy bardziej skłonni by ją przeoczyć lub przejrzeć pobieżnie i zapomnieć...

    Czasami, gdy czytam o tych wszystkich metodach "prowadzenia tłumu" czuję się jak baran prowadzony na rzeź.

    Z innej beczki: Mój list dostałaś?

    OdpowiedzUsuń
  4. Który? Ten wysłany eony temu, co go wysłąłeś jeszcze do Wykrota? Czy do Gdańska? Jak o tym pomyśleć, to eony ja do skrzynki nie zaglądałam XD Być może dostałam...-_-'

    OdpowiedzUsuń
  5. Wysłałem do Gdańska w dniu, w którym wybywałaś do Anglii. Stąd pytałem się, gdzie mam wysyłać list...-_-'

    OdpowiedzUsuń

Leave yer mark: