Nie pojmuję, co się dzieje z polskimi serwisami informacyjnymi.
Nagle zobaczyły internet i zobaczyły, że jest on dobry.
Gazeta.pl odkryła Twittera i teraz każdy nagłówek opowiada nam, co kto wyćwierkał- przy czym jest to z reguły jakiś pseudo-celebryta (dla mnie osobiście no-name). Ekscytują się tym, jak nastolatka śledząca doniesienia o fryzurze Justina Biebera.
Zamiast uczciwej pracy dziennikarskiej- ploty z Twittera, no jak rany...
Coraz częściej też media powołują się na to, co napisał ten czy ów blogger.
Co mnie obchodzi, że jakiś blogger wycofał swój podpis z listu poparcia wobec partii X. To ma mieć dla mnie znaczenie, bo...?
To było do przewidzenia, że gadające głowy z telewizora czy łamów tygodników i dzienników, zostaną prędzej czy później zastąpione nickami z sieci. Jednak ważkość opinii kogoś, czyjego nazwiska nie znamy, bo ukryte jest za ksywą, zdaje sie być nieco mniejsza.
Brak autorytetów wq naszym kraju, czy jak?..
Mari - już od dawna na sprorej części polskich portali informacyjnych nie ma podawanego nazwiska autora. Zero odpowiedzialności. Artykuły są przepisywane z zachodnich portali, czasami nieudolnie tłumaczone.
OdpowiedzUsuńTo, że piszą bez podawania nazwisk, to jedno.
UsuńAle czynią temat artykułu z faktu, że jakiś blogger- noname, po porstu chwilowy celebryta- coś napisał.
I to nie żaden publicysta-politolog, naukowiec, filozof. BloggerX, napisal, dajmy na to, "dupa".
I już następnego dnia portale donoszą z ekscyacją, że "Blogger X napisał D-word", czyniąc z tego gorący news.
Miałkie to.
Ale dobrze. Miałkość owa w końcu przekroczy masę krytyczną, a wówczas nastanie wielka, dzwoniąca ciiiisza :P
Gorzej, furda blogerzy X. Lansuje się, bo inaczej tego sposób nazwać nie można, ćwierćmózgich degeneratów, którzy w innych realiach mieli by co najwyżej rację bytu jako wioskowe głupki. No ale wiadomo, równaj w dół, target będzie oglądał i napawał się poczuciem wyższości wobec tego, czy innego polityka, który, szczere mówiąc poziomem różni się coraz mniej od "postaci" z rozmów w toku, czy innego na gorąco. Na koniec cytat z leciwego już Gibsona:"Slitscan's audience. Which is best visualized as a vicious, lazy, profoundly ignorant, perpetually hungry organism craving the warm god-flesh of the anointed. Personally I like to imagine something the size of a baby hippo, the color of a week-old boiled potato, that lives by itself, in the dark, in a double-wide on the outskirts of Topeka. It's covered with eyes and it sweats constantly. The sweat runs into those eyes and makes them sting. It has no mouth, Laney, no genitals, and can only express its mute extremes of murderous rage and infantile desire by changing the channels on a universal remote. Or by voting in presidential elections."
OdpowiedzUsuń:)