Kawałek, który ostatnimi czasy mnie pochłaniał, którym się zachwycałam skrycie, pomstując na to, że nie mogę grać o mojej ulubionej porze na granie (czyli w nocy), w międzyczasie przeszedł do tej nienawistnej mi fazy odgrzewanego posiłku.
No fajnie, ułożyłam.
Ale czy to zaraz takie cudo?.. W swojej wczesnej fazie wydawał mi się taki piękny.
A teraz wyszły zmarszczki codzienności; "ach, gdzie te niegdysiejsze śniegi.." :P
Pokuszę się o opis- oczywiście, właściwie głównie dlatego piszę :D
Jestem- niech zacznę w ten sposób- wielką fanką progresywnego rocka.
Uwielbiam, kiedy w muzyce "progowej" linie dźwięku wirują wokół siebie, oplatają się i przenikają. Czytałam nawet gdzieś sformułowanie, że jest to nowa klasyka; owszem, niekiedy barokowa w brzmieniu, ale "wsyoka": trudna, złożona, misterna.
---Dobra, wywaliłabym piętnastominutowe solówki na perkusję, ale tak poza tym- progresywa jest wspaniała. Zasłuchuję się w tych plecionkach dźwięku i nigdy nie mam dość.
Bo czy to w rocku progresywnym, czy w jakiejkolwiek innej muzyce- ambiencie, śpiewach chóralnych, muzyce filmowej- uwielbiam właśnie plecionki. Pasma dźwięku, tworzące giętkie, floralne linie, splątane w pozornym bezładzie, a z tego- wydawałoby się- chaosu wyłania się nagle idealny, przerażający w swojej harmonii porządek.
Porządek wzięty z natury, oczywiście, gdzie nic nie jest pod linijkę, ale ma swoje właściwe miejsca, na których pięknymi łukami lądują przypisane im sekwencje dźwięku.
I muzyka, w której ta harmonia nagle się wyłania, niczym (pan) Wenus z piany, jest idealna.
Miękkie sploty dźwięku, tworzące koniec końców nierozrywalną kolczugę.
Takoż, uwielbiam, kiedy kawałek jest tak posplatany, że, zdałoby się, grają go trzy ręce, nie dwie. Kiedy umyka uchu moment, w którym ograniczona genetyką ilość palców robi nagle coś pozornie niemożliwego- a bardzo często prostego w istocie.
Oczywiście, cały utwór nie może trwać w tym duchu; dławiłby.
Musi byc w nim powietrze, przestrzeń; fragmenty spokojniejsze, gładsze, wyciszające. JAkoby strumień, zwalniający na rozlewisku.
A potem znów zagęszczenie.
Ten nowy utwór, wbrew moim staraniom, nie ma zaokrąglonych linii. Jest w nim pruski porządek, jakby składał sie z -różnej wielkości i barwy, owszem, ale--segmentów.
Znów jest słodki i pozytywny, i miło, że tyle we mnie (as it would seem) radości, że wyrażam ją bezwiednie.
Lecz reasumując, odbieram ten utwór jak słodki herbatnik z dużymi kryształkami cukru.
Po nawet najsmaczniejszym ciasteczku, jeśli będzie takie słodkie, masz ochotę na kiszonego ogórka, albo marynowaną paprykę.
Toteż póki co, ilekroć go gram, prawie słyszę zgrzyt cukrowych kryształków w zębach.
Czuję fakturę mojego biednego herbatnika, pokruszonego na równiutkie, sześcienne okruchy.
Pięknymi metaforami i niezwykle kwiecistymi słowami opisałaś moja droga muzykę. Czytając Twoje wyjaśnienie bezwiednie kiwałem ze zrozumieniem głową. Niestety na samym końcu pojawił się jednak problem... Nie jestem w stanie przenieść "herbatnika" na grunt muzyczny. O ile bowiem potrafię porównać opis do muzyki, która już słyszałem, o tyle moja biedna wyobraźnia niestety poddaje się w starciu z tą, o której tylko czytam.
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny pozostaje mi czekać na chwilę, w której będzie mi dane usłyszeć Twoje wykonanie Twojej muzyki. Jak tak dalej pójdzie, to do owego dnia będziesz miała materiału na porządny koncert :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńWiem, te opisy musza byc kwieciste, dlatego stosuje stylistyke wiecej XIX-wieczna, by zachowac integralnosc notki :)
UsuńA herbatnik wynika z synestezji; dla mnie dzwieki maja i fakture, i kolor, i smak.
Wiec mam kolejny utwor bez tytulu. To nie moze byc `Herbatnik` z uwagi na konotacje z grypsera :D A z kolei `okragle ciastko z dziurka, o ziarnistej fakturze, posypane gesto cukrem` to tytul niezbyt chwytliwy XD Ot, dylematy...
okrągłe ciastko z dziurką, o ziarnistej strukturze, posypane gęsto cukrem" nadaje się nie tylko na tytuł, ale powiedziałabym, ż wręcz na tytuł albumu :-))
Usuńlowja! :D
Mimo to, pasuje mi to bardziej na tytul albumu z jakims nu-jazzem :D
UsuńA może po prostu "Zgrzyt cukrowych kryształków"? :P
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń(Arrrgh, nie idzie mi dzis bezbledne pisanie XD proba druga)
UsuńO, niezle. Takie---jazzowe :D
Jednak na poczatku jeste nuta nostalgiczna..Hm. Bede musiala poszukac czegos jeszcze, co mi sie kojarzy z nostalgicznym herbatnikiem z cukrem i tak nazwe ow utwor :D
A co do koncertu- nadal nie wiem, jak ja (w razie wu, oczywiscie; czysto hipotetycznie rzopwazam teraz XD) mialabym grac przed ludzmi, cierpiac na---syndrom mega-turbo-stresu przy wystepowaniu przed ludzmi XD Moze zatrudnie dublera? :D Bedzie to przyczynkiem do zbudowania sobie marki: TFUrca, ktory sam nie gra, bo sie boi :D
"Rzopwazam", interesujące -_-' Widzisz, sama myśl o występie sprawiła, że wpadłam w panikę i trzęsą mi się ręce :D
Usuń