piątek, 21 czerwca 2013

Atlas chmur

No i zlikwidowali mi grupę jazzową.
Czy raczej- z dwóch zrobili jedną, w zupełnie inny dzień.  Jedyny mój wolny dzień w tygodniu, który chciałam utrzymać takowym, bez żadnych zajęć, terminów, umówień- niczego, gdzie "muszę" być.
Nie jest to pierwszy raz, kiedy ta szkoła wyczynła taką akcję, bo "kurs był nierentowny".
A że ludzie, że pokupowane karnety, poustawiana praca tak, żeby można było przychodzić? Pfff...
Gdyby nie to, że instruktorki jazzu mają doskonałe, to w przyszłym tygodniu miałabym tam swoje ostatnie zajęcia. A i tak nie wiem, czy przedłużę karnet, bo w lipcu będę mieć zupełnie inne godziny pracy, możliwe że mój Wolny Wtorek przestanie być wolny.

Pożeram książki w tempie błyskawicznym.
Mój przerób wzrósł był zadowalająco i prawie osiągnął poziom sprzed Zsyłki. A wszystko to, bo nagle rozmaite seriale, jakie oglądałam, weszły w hiatus i mój czas wybuchł jak rodząca sie galaktyka.
Nadal odnotowuję iskrzenie i wyładowania w chmurze , czasami pojawiają się też czasowe aberracje (przychodzę do do mu o 20, i nagle, nie wiedzieć kiedy, jest 23), ale faktem też jest, że wracam do nie przynoszącego zupełnej ujmy poziomu paru książek tygodniowo. Co, owszem, wiem, nie jest może powalającym wynikiem, ale wierzcie mi- mogło być gorzej. Ba, było gorzej- był czas, kiedy w ogóle nie czytałam (w Wykrocie)
Zaczęłam się z wolna zabierać do ogromnych stert książek, podrzuconych mi sprytnie przez rodzicielkę, próbującą zapewne (oraz bezskutecznie) zrobićp porządek na swoich regałach), jak też do tych, który naznosiłam z wymian książkowych.
I przeczytałam "Atlas chmur".
Początek faktycznie jest trudny; po pierwsze- język pierwszej, dziejącej się w XIX w. części, był zaskoczeniem. Nie tego się spodziewałam, ponadto mam wrażenie że ktoś- czy to pisarz, czy to tłumacz- przez pierwsze kilka stron zmagał się straszliwie z archaiczną formą.
A może to jednak kwestia nastawienia- po chwili przyzwyczaiłam się do wszechobecnej inwersji, zdań złożonych wielokrotnie i tak niekiedy zawiłych i misternych, że dla obcującego ze współczesną prostotą (by nie powiedzieć- prostactwem) języka mogło to być szokiem bez mała zabójczym.
A ja przecież lubię taki język. Czytam teraz Stevensona w oryginale, i mam z tym kupę zabawy.
"Hark, the trumpet soundeth!
"Alack, I shall be taken - cried the fugitive- Dick, kind Dick, beseech ye help me but a little"
Nie mówiąc o tym, że Dick ma specyficzne ciągoty; wierząc, że Matcham to młodzieniec, odgraża sie, że "I shall prove my manhood on your body", chwali urodę rzekomego młodzika, twierdząc, ze jako białogłowa nie opędziłby sie od adoratorów, z byle powodu przymierza sie do wychłostania nieboraka - kinky...- a ledwo prawdziwa płeć Matchama wychodzi na jaw, Dick natychmiast się swemu kompanionowi oświadcza.
Not gay AT ALL :D

Wracając do "Atlasu..."- najbardziej w książce podobała mi się część o Frobisherze, pianiście. Zawsze lubiłam powieści i nowele, osadzone w tych czasach, i o tego typu neurotycznych osobowościach.
Książka jest frapująca i przyznam, że dość przygnębiająca. Może tak dotkliwie odczułam wątek przemijania, dość w końcu wyraźny we wszystkich częściach?...
Ale krzepiące było to, że dzielimy z autorem pogląd, iż -jak on to poetycko ujął- ocean składa się z wielu kropel i choć wysiłki jednostki, by pchnąć świat trochę dalej od rozlewającej się, jak fala błota, brutalności, obojętności  i zwierzęcych instynktów mogą sie wydawać bezsensowne i bezowocne- i w perspektywie owego przemijania istotnie, sensu nie ma nic- to jednak warto je podejmować.
Choć tyle razy dopada mnie zwątpienie, ilekroć spotykam się z tymi wszystkimi truciznami ludzkiej natury, jak pogarda, nieczułość, okrucieństwo, małostkowość i samolubność.
Najgorsze, że często spotykam je tam, gdzie bym się ich w ogóle nie spodziewała, u osób, których znam, wiem, że nie są złymi ludźmi- zresztą, moim zdaniem nie ma w ZŁYCH ludzi. Są tylko zatruci powyższymi truciznami tak, że przesłoniły im one wszystko inne.
Choćby w kwestii feminizmu.
W mojej rodzinie są kobiety, które, jak papużki, powtarzają poglądy i opinie znajomych antyfeministów. W ogóle zmrażają mnie wygłaszane przez kobiety wypowiedzi typu "Jak się zalegalizują aborcję, laski zaczną się puszczać" albo "Jak feminizm, to proszę bardzo, a nie, że wojuje dopóki czego nie potrzebuje, bo wtedy to tyłkiem zakręci, rzęsą zamacha, i nagle 'słaba kobietka' się robi". No fakt, same tylko takie feministki znam...
Tylko czekałam na klasyczny przykład z wnoszeniem lodówki.
Skąd się to bierze? I to u osoby, jak by nie było, inteligentnej, oczytanej, wrażliwej? I z tego samego pnia, co ja?...
Nie wiem, czym należałoby być bardziej przerażonym: obecnością takiej dulszczyzny w mojej rodzinie, czy możliwością, że to tylko papuzie powtarzanie poglądów kolegów-mizoginów przy nagłym a ewidentnym niedowładzie własnego rozumowania.
Z tamtymi "kolegami" nie utrzymuję już kontaktów. Własnej rodziny, rzecz jasna, nie skreślę, na pewno nie z tak błahego powodu, jak różnica poglądów, ale niechby ta przeprowadzka się wydarzyła bezproblemowo, i to wydarzyła najszybciej, jak się da.
Zdrowy dystans byłby tu bowiem najlepszym rozwiązaniem. W rodzinie nie musi być jednosci przekonań, ale przejawy wspomnianych wyżej trucizn przygnębiają mnie ponad miarę, a już szczególnie, jeśli pochodzą od ludzi mi bliskich.

Tymczasem film "Atlas chmur" był o nieba bardziej optymistyczny. Po jego obejrzeniu spływa na człowieka spokój- choć bardzo jestem ciekawa, jak odebrali go ludzie, którzy nie czytali książki. Możliwe, że obejrzeli zupełnie inny film.




3 komentarze:

  1. Przeczytałam po angielsku, forma jest doskonała, nie wiem, czy tłumacz podołał, wolałam nie sprawdzać.
    Co do idiotyzmów o tym, że legalizacja aborcji sprawi, że kobiety zaczną się puszczać - jakież to cudo. Po usłyszeniu powyższego obawiam się, że dałabym w mordę wygłaszającemu tego typu teksty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy ja naprawdę bardzo kocham tą osobę. I nagłe otrzymanie między oczy czymś takim to jest tym większy szok XD I ja jestem od razu zasmutkowana <: Że ludzie mi to robią, że tak mnie zaskakują tym, jakie paskudztwa przechowują w głowie.

      Usuń
  2. o boze bozena kto ma takie zdanie?? moze sa adoptowani? hihi
    ksiazki nie czytalam, ale chcialam pojsc do kina na film, ale nie wysiedzialabym 2h lub wiecej bo sikam co godzine :| no nic, musze poczekac az wyjdzied na 'defaude' :D

    OdpowiedzUsuń

Leave yer mark: