Jeden diabeł wędruje na wschodzie.
Do Gdanska list szedl z Wrocławia dwa dni, podczas gdy z mojego kręgu szedłby dwa tygodnie, mimo że między kręgiem a Wrocławiem są dwie godziny drogi.
Trzy dwójki.
Jedna trzecia.
Drugi diabeł odbił się od wzgórza, w locie rozpostarł styropianowe skrzydełka i poleciał z poszumem i gwizdem na daleką północ, trzymając blisko kosmatej piersi małe, nieruchome stworzenie. Stworzenie wygląda na martwe, ale to zapewne tylko odrętwienie, miejmy nadzieję.
Od stworzenia ciągnie się cienka nitka, jak wywleczone jelito. Coraz bardziej naprężona, coraz cieńsza, a na jej końcu - maleńki, tytanowy haczyk, wklinowany gdzieś pomiędzy moje drugie i trzecie żebro.
Bardzo boli; szarpie i szarpie.
Mądrze baśnie uczą, że lepiej ją schować w dziupli drzewa; wewnątrz starej kości; pod kamieniem. Utopić w stawie, dać połknąć rybie. Zagłuszyć.
Za późno.
Moja dusza jest już na północy.
Trzeci diabeł właśnie mi mówi "dobranoc", a ja wiem, że drwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Leave yer mark: