Znowu niechcący spowodowałam awarię w domu gospodarzy.
Wstawiłam pranie i po jakimś czasie strzeliły dwie żarówki.
Ojej.
Cóż, pechulec: wystarczy, że na zrobienie prania muszę czekać 10 dni, aż ktokolwiek się pojawi w domu o takiej porze (albo syn gospodarzy wychynie z pokoju, zdradzając tym samym swoją, tak poza tym skrzętne maskowaną obecność), żeby przełączyć wodę (długotrwała operacja, nie mam pojęcia, co w jej trakcie robią). Nie widzę przy tym powodu, by znać się na tajnych łączach całego domu; to nie moja wina, że jest tak fatalnie skonfigurowany. Włącz czajnik- wywali korki. Włącz pralkę bez przełączenia wody- zaleje łazienkę; włącz po przełączeniu wody, ale coś-tam-znowu-innego- spali żarówki.
W dodatku 10 minut temu usłyszałam, jak Synalek gospodarzy oprowadza kogoś po piętrze, ze słowami: "O, tu masz łazienkę (pstryknięcie światła w MOJEJ łazience, z MOIMI rzeczami), tu masz jeden pokój, tu masz kuchenkę (MOJĄ kuchenkę)...". Wychynęłam na korytarz, sądząc, że dostanę jakieś informacje- nawet karczmarz uprzedzał przynajmniej dzień naprzód, że się wprowadzi ktoś jeszcze.
Najpierw zobaczyłam "gościa"- masakryczny wiejski drech, morda tak zakazana, że bardziej nie można, łysy, oślizgły, i który zanim odpowiedział na moje "dobry wieczór", najpierw mnie zmierzył powoli spojrzeniem z góry na dół.
Następnie napotkałam spłoszony wzrok Synalka, który- zamiast udzielić choć podstawowych informacji- rzucił swoje standardwoe, mega wkurzające hasło: "Co się obijasz?"
.....
Kurwa mać.
Nienawidzę wiochy.
Nienawidzę wsiunów.
Chcę stąd wyjechać!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
I życzę im wszystkim biedy, pożarów, powodzi i głodu.
Żeby zdechli w męczarniach, w smrodzie i zgniliźnie- chyba, że drech się nie wprowadzi.
Poza tym myslałby kto, że mam przyjemną, cieplutką, wygodną pracę, za biurkiem, siedzącą...
Tia. Ja dziś z autentyczną zazdrością patrzyłam na robotników, uwijających się przy jakiejś koparce na parkingu. Coś tam ładowali, targali brzęczący złom, kładli na ziemi, podnosili, słowem: kręcili się jak mrówki wokół lizaka- ale na powietrzu.
Na słońcu.
Ja, w zatęchłym, przegrzanym biurze, mogę sparafrazować Tia Dalmę z "Piratów...":
"It is a torture. Trapped in this uniform; cut out from the sky."
Duszę się w tym miejscu. Fizycznie, duchowo, emocjonalnie. Umieram.
Dziś podczas któregos z kolei meetingu, na którym tłumaczyłam, do grupy przyłączyła sie kadrowa, która na mnie naskarżyła poprzednio (dwie notki wcześniej). W ferworze praktycznie symultanicznego tłumaczenia sięgałam po najbliższe, najszybcej mi przychodzące do głowy słowa, i tak to użyłam słowa "traktament".
Nie zrozumiała.
Próbowała przy tym dać do zrozumienia, że to ja gadam bzdury- niestety: zrozumiał mnie bez pudła główny asystent menedżera.
Ojej 2.
Słuchaj, a może jednak lepiej stamtąd zwyczajnie spierdalać?
OdpowiedzUsuńRozwazam to zupelnie serio.
OdpowiedzUsuńTyle ze pracowo obecnie 3miasto to taki wiecej Liverpool lat 60tych.
Jednak rozwazam, czy finansowa kupa, w jakiej sie znajde, nie bedzie mimo wszystko lepsza, niz---TO.
Niestety finansowa kupa nigdy nie jest lepsza. Wbrew temu co mówią romantycy - pieniądze są potrzebne. (Gosh, napisałem to... eh.)
OdpowiedzUsuńPytanie brzmi: czy masz sposób by uzyskiwać je w 3mieście?
Rozbój. Sprawdzało się w przeszłości- sprawdza i teraz. Nawet dam Tobie kody zabezpieczające, klucze do rejestratorów zapisów z kamer i mapkę z zaznaczonym na niej "X". I za miesiąc będziemy w Peru.
OdpowiedzUsuńalbo w pierdlu.
Też na "p" -_-'
Myslalam, ze uda mi sie wyslac z poczty na bloga, niestety...Tak tedy:
OdpowiedzUsuńW.- Nie mam. Jedynie jakieś pomysł, zarys chwiejnego planu, zależnego jednak od tego, żeby znaleźć coś "na start". Poprzednio szukałam rok, i znajdowałam jedynie dorywcze fuchy. Przy tym mój bliski obecnie szaleństwa stan bardzo utrudnia mi skupienie myśli, żeby obmyśleć taktykę, przeprowadzić jakieś wstępne działania ofensywne, urabiac grunt, etc. Miast tego pogrążąm się w depresjii i nałogach- co do tych drugich ma genetycznie uwarunkowaną inklinację, natomiast to pierwsze jest dla mnie całkowitym, przerażającym zaskoczeniem.