Dzień po popełnieniu porzedniej notki, przed firmą przez pół dnia stacjonowała furgonetka, z wymalowanym na boku napisem: "**- 666".
Uznałam to za zaproszenie, z którego postanowiłam jednak nie korzystać.
Natomiast w oszekiwaniu na wyniki szeregu desperackich akcji, jakie podjęłam w minonym tygodniu, przepędzam dnie w pracy, rozśmieszając się do łez skojarzeniami, które przychodzą mi do głowy w trakcie wykonywania czynności służbowych.
Tłumaczenie dokumentów związanych z procesem produkcyjnym jest, jak widać, zajęciem bardzo pobudzającym wyobraźnie, skoro zawsze, pisząc o "braku ciał obcych w zbiornikach", mam ochotę wpisać "ciał Obcych".
Jednak stała czujność jest konieczna, bowiem, jak głosi słowo:
Co i rusz jednak natykam się w pracy na miejsca i sytuacje, które wręcz proszą się o akcję w stylu Tylera Durdena. Ulec, czy nie ulec pokusie? Oto jest pytanie...
*** Natomiast dzięki notce Tenel przypomniało mi się, z czego chciałam się zwierzyć.
Ja to mam jednak dziwnie z upodobaniem do niektórych języków i dialektów.
Bowiem językami/dialektami/slangami, jakich bardzo, ale to bardzo chciałabym się nauczyć, a tak w ogóle to najlepiej już umieć, niekoniecznie są te szeroko uznane, praktyczne, przydatne języki jak francuski, hiszpański, norweski (brrr, broń Cthul! O_O). Nie.
Mi się marzą, i to od dawna, dwa narzecza- no, poza odgrzaniem tych, których się kiedyś uczyłam, i niewiele pamiętam XD
- Południowoamerykański (tak, tak, to bardziej akcent, ale pewien zasób słów, wyrażeń, powiedzonek, jest stricte lokalny, i z tego tytułu "teksański" może być na siłę podciągnięty pod dialekt :P). Uwielbiam tą jego rozwleklą melodyjność, wokalne sinusoidy, śpiewne samogłoski i synkopową rytmikę zdań.
- Patois. Od dawna marzę o opanowaniu patois *_* Chęć ta to sie nasila, to słabnie, ale wiecznie gdzieś krąży po mojej głowie idea mówienia w tym cudnym, spiewnym narzeczu.
Przetestujcie swoją zdolność rozumienia patułki:
http://absolutenglish-972.pagesperso-orange.fr/notes/caribbean/speak.htm
Przetestowałem. Correct 100% przy jednokrotnym przesłuchaniu każdej z próbek, ale bez możliwości wyboru raczej bym nie dał rady. Mocne 0_o'
OdpowiedzUsuńA co do akcji w pracy... Cytując: "Let the chips fall where they may." ]:->
OdpowiedzUsuń:D Mysle, ze na odchodnym cos im w prezencie zostawie. Moze pozamieniam buzki, przyznawane pracownicom w nagrode/kare za tempo pracy? Zamiast prostego wyboru: buzka usmiechnieta/buzka smutna, dodalabym kolekcje: buzka wsciekla, buzka przepita, przycpana, z podbitym okiem, w okularach slonecznych, Obcy... :D
OdpowiedzUsuńA Patois (lub `patwa`, jak mowia Amerykanie XD Rymuje sie z `fatwa`...) rzadzi *.*
Mari, przez "południowoamerykański" rozumiesz angielski z południa Stanów Zjednoczonych? Bo mi się to słowo kojarzy zgoła inaczej i dlatego zdębiałam, jak napisałaś, że chodzi o jeden dialekt tylko :)
OdpowiedzUsuńTak o `poludniowoamerykanski` w rozumieniu mieszkancow USA, ktorzy za jedyna tru Ameryke uznaja powierzchnie Stanow Zjednoczonych -_-` Czyli akcent jeno (choc naprawde, na sile...by sie dalo i do dialektu to wciagnac :D)
OdpowiedzUsuń