Storytelling.
Jakże wszystko zależy od sposobu przedstawienia zdarzeń, doboru słów, rozsnucia odpowiedniego nastroju...
Mogłabym powiedzieć, że zapadł nastrojowy wieczór podszyty jesienną melancholią, wyciszający wewnętrznie i dający czas dla rodziny poprzez kontrast chłodnej barwy nocy z blaskiem ogniska domowego, gdzie świerszcz przygrywa na zapiecku, snując swoją małą owadzią gawędę...
A mogłabym także powiedzieć, że wieczorem padał deszcz i piździało tak, że nosa z domu nie wychylisz, więc się siedziało w chałupie i żarło firanki z nudów. I jeszcze jakieś robale chrobotały za kaloryferem.
Mówiłabym o tym samym wieczorze.
Mogłabym powiedzieć, że czasami, jak najdzie człowieka silna potrzeba, po prostu szukasz odpowiedniej osoby, płacisz jej, i pozwalasz, żeby doprowadziła cię do spazmów, tak, że ledwie potem chodzisz na omdlałych nogach, a ubranie masz wymięte że hej. Ale mus to mus, i wszystko ci jedno, czy zapłacisz kobiecie, czy mężczyźnie (choć ostatnimi czasy dochodzę do wniosku, że mężczyźni są w tym lepsi).
A mogłabym też powiedzieć, że ważne, by ten dentysta się po prostu znał na swojej robocie :D
Nawet jeśli oznacza to 3 godziny w jego rękach XD
Echt...
Konfabulacja to sztuka niesłusznie demonizowana.
Muszę się ćwiczyć w storytellingu; więcej- muszę się ćwiczyć w umiejętności deszyfrowania jednej gędźby z drugą, bo jest to talent wart krocie w sytuacji, gdy pracujesz z prawdziwymi wirtuozami słownego kubizmu, fanami Google Translatora oraz bardzo autorskich TFUmaczeń, które następnie są mi dawane do przetłumaczenie na---cokolwiek.
"The product is liquid scentless and transparent colorlessness almost"
Joy. And joyness.
Almost.
"As for a fire, being extinguished at a initial stage is effective"
Możemy z niejaką dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, że powstrzymanie się od umierania gwarantuje przeżycie.
Prawie na pewno.
"Seek the advise of a specialist before using"
---mój ulubiony---
- Hey, doc! I got 2g's of coke, how about it?
- Yes, I don't think it's a good idea.
- Copy that. *ssnifff!*
Tymczasem znalazłam dredy swoich marzeń i kilka osób, które je robią.
Teraz pozostają negocjacje i nadgodziny, żeby na owe dredziochy zarobić (żadnych więcej dentystów, luksus ich towarzystwa szarpie mi budżet jak wyprawa do Vegas bez mała)
Gdyby nie to, że są obarczone prawami autorskimi, wrzuciłabym tu zdjęcia dzieł owych dred-makerów, a tak to musicie uwierzyć mi na słowo- są naprawdę przepiękniaste.
I to nie jest już malownicze pustosłowie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Leave yer mark: