Życie sobie pełznie, ja zaczęłam pracę nad kolejnym kawałkiem, dostałam namiar na studio nagrań, ale nadal nie mam zespołu, Fasola za miesiąc jedzie do Grecji, ogólnie rzecz biorąc- koniec świata czy nie, toczy się on naprzód, a rozprzężenie jakieś trwa.
Czyli wszystko po staremu.
Teraz zasłuchuję się w ścieżce dźwiękowej z Battlestara, i tak samo, jak całkiem niedawno stwierdziłam o kompozytorze muzyki do serialu "Gra o tron"- zazdroszczę temu twórcy, konkretnie: jednemu z twórców, panu Bear McReary'emu.
Wypuścić z głowy muzykę tak finezyjną, misterną, a przy tym uwodzącą swoją prostotą niekiedy, to musi być wspaniałe uczucie...
Przy tym muzykę niemonotonną- co ma na przykład miejsce w przypadku kompozycji Einaudiego.
A'propos: stare kompozycje Einaudiego wykorzystano jako ścieżkę dźwiękową do filmu "Nietykalni", który polecam, bo zaiste godny jest i pogodny. Ale w jednej scenie- kiedy Driss zapuszcza silnik Jaguara- Fasolka zauważyła, że w kinie po raz pierwszy zrozumiała ludzi, którzy się podniecają tym dźwiękiem. A raczej: tą złożoną, potężną falą dźwięków, wstrząsającą człowiekiem od czubka głowy po pięty.
Już miałam powiedzieć zdziwiona, że ja przecież zawsze to słyszę- ale się powstrzymałam.
Bo czy naprawdę?
Słyszę złożoną i wstrząsającą kośćcem masę dźwięków przy startujących potężnych silnikach, ale skąd mam wiedzieć, co słyszą inni?
Może tak naprawdę to, co ja słyszę, to tylko ułamek, albo przynajmniej inna skala tego, co słyszą inni ludzie, a co jest niedostępne mnie? To zawsze będzie wrażenie subiektywne.
Nigdy się tego nie sprawdzi, bo to jest jedna z tych rzeczy, które sprawiają, że nigdy nie poznasz do końca drugiego cżłowieka, nie zrozumiesz go. Nie ma sposobu, żeby wiedzieć dokładnie, jak kto co widzi/słyszy/czuje. Czy odczuwany przez niego ból jest w istocie tak wielki, czy tylko jest małą beksą,itd.
To działa w obie strony: można trwać w złudzie, że wszyscy podzielają mój sposób odbioru i oglądu rzeczy, podczas gdy w rzeczywistości osoba stojąca tuż obok ma już zupełnie inny pogląd na sprawę.
Co doprowadza mnie do pasji: mi może się wydawać, że wszyscy widzimy to samo, po czym nagle ktoś zawoła "O, a to co?" i zostanie obwołany odkrywcą i prorokiem.
Mi się może wydawać, że coś, co zrobiłam, jest naprawdę dobre, podczas gdy wszyscy inni widzą landshaft, lub słyszą pitulkowatą piosnkę, nie wartą ponownego wysłuchania.
Choć---moje utworki naprawdę mi się podobają. Jak ktoś mówi uprzejmie: "No, przyjemna", staje się dla mnie podejrzany, poza faktem, że jest dla mnie jasne, że absolutnie nie zrozumiał, a na pewno nie usłyszał tego, co słyszę ja, bo jakby usłyszał, to by polubił :D
...Może odrobina tego narcyzmu jest konieczna, żeby mieć odwagę zagrać ludziom własną kompozycję, nie wiem.
Tylko ta niepewność: "Czy to w istocie jest coś warte? Czy ja w ogóle jestem w stanie jeszcze to ocenić?"- może doprowadzić do obłędu.
Najpiękniejszy, moim zdaniem, utwór McCreary'ego to kawałek poświęcony jednej z moich ulubionych postaci- "Gaeta's lament" w wersji instrumentalnej.
Co nie zmienia faktu, że słuchanie jego muzyki mnie przygnębia.
Jest piękna.
Jest już napisana.
Wykracza poza moje zdolności.
Cóż, nie jestem Dickinsonowksim pająkiem, który zapomniał o swoich granicach, ewidentnie.
Kwestaia percepcji innych doprowadza mnie do szewskiej pasji od wieków. Gdyż, jak wytłumaczysz? Nie wytłumaczysz? Język nawet gdy nie staje kołkiem, to nie staje. Bez przebudowy cudzego mózgu na wzór i podobieństwo twoje się nie obejdzie, a tej możliwości primo jescze nie masz, secundo, nawet gdybyś miała - to jaki sens byłby w tłumaczeniu, wszak był/a/o/u by tobą i rozumiał/a/o/u idealnie także ani dzielić się ani tłumaczyć potrzeby by nie było. I cały szpil poszedł w klozet.
OdpowiedzUsuńCo do "czy to jest coś warte?" - Kaman, doskonale wiesz, że bez zdrowej dawki narcyzmu nikt niczego by nie zrobił, bo przecież "napewno jest ktoś lepszy i po co w ogóle." Jest coś warte, chocażby Twój czas, zdolności, wkład pracy. Chin up, drink up, and screw the rest. Haters gonna hate, jak mawia klasyk.
PS.: Ogarnij swoją komórkę, przedwczoraj dostałem ponad 30 pustych smsów od Ciebie O_o'
Oh man, sory, może ktoś się włamał do mojego telefonu? XD I na pewno zużyło mi już całą kartę, cholera XD
OdpowiedzUsuńWiem co robię, kiedy nienawidzę telefonów... -_-
W jakich godzinach wydarzył się ten landslide smsów?
Co do tworzenia- na logikę: wiem, że masz rację :D
Jednak wiara w swoją twórczość to rzecz dość krucha, każdorazowe spotkanie z kimś, kto uważa, że dla twojego własnego dobra trzeba potraktować twoje wytwórstwo z całą surowością, żeby "woda sodowa do głowy nie uderzyła", rozstraja mnie dość mocno.
Ja i tak mam dość krytyczny stosunek do tego, co robię.
Ale w celach terapeutycznych czytam Pratchetta, który dość dobrze przedstawia hatersów w ich "słusznej trosce o świadectwo prawdzie". :P
Między 18:10 a 18:40. Zadzwoniłem do Ciebie i telefon odebrał, ale brzmiło to jakby z wnętrza torebki/plecaka czy cuś.
OdpowiedzUsuńDamn, musiał być odblokowany i coś naciskało cały czas guziki XD Ech, diabli nadali...
OdpowiedzUsuń