W dniu meczu Hiszpanii z Chorwacją Gdańsk wyglądał jakby własnie odbywał sie tam karnawał, wielkie Bałtyckie Mardi Gras; tańce, śpiewy, rozweselone tłumy kolorowo ubranych ludzi na ulicach, wymachujące naczyniami z piwkiem tuż pod nosem Straży Miejskiej, mieszający się kibice obu drużyn, nastrój świąteczny i radosny... Kobiety kibicujące Hiszpanii obnosiły na policzkach wymalowane ukosem flagi. Na tle ich opalonej skóry żółty barwnik znikał jak kameleon, i tak po Gdańsku krążyły Madonny-Madonny, bez bryk sześciokonnych-stukonnych, z częstochowskimi szramami na roześmianych twarzach.
Naszła mnie myśl, że wreszcie dano Jej pokazać inną twarz, a nie wciąż tę posępna, żałobną. Pękają okowy...
Obejrzałam właśnie film "Iron SKy" i nie mogę się nadziwić, jak można było określić ten film komedią?
Być może, owo końcowe przesłanie było doklejone mocno znienacka, ale nie było przecież totalnym zaskoczeniem. Owszem, część dziejąca się na Ziemi nie wyszła im najlepiej, jest płaska i nieprzekonująca, poprowadzona skrótami, jakby twórcy chcieli szybko przelecieć przez mniej interesujące części.
Liczyłam na coś pośredniego między "Sin City" a "Spirit". Konwencja komiksowa, parodystyczna w wymowie, przesadzona i przekoloryzowana - i Götz Otto, grający Klausa Adlera, spełnił z nawiązką te oczekiwania, jak zresztę większość postaci z niemieckiej bazy na Ksieżycu, choćby szalony doktorek Richter- ale przy tym mroczna i przerażająca, nie pozbawiona motywów głębokich i mocnych.
Mam wrażenie, że oglądałam dwa filmy, zlepione naprzemiennie, scena z jednego, dobrego- scena z drugiego, straszliwej popeliny.
Choć przedostatnia scena karczemnej bijatyki głów świata o złoża surowców energetycznych, przy dźwiękach rzewnej muzyczki, była bardzo dobra, tak samo jak ostatnie ujęcie filmu.
Niestety, najpiękniejsza piosenka ze ścieżki dźwiękowej, na końcu filmu lecie z "unowocześnionej", polichromowanej i połyskliwej formie.
A przecież oryginał jest prześliczny:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Leave yer mark: