Czas nagle nabrał animuszu, przyśpieszył i jał przechodzić z marszobiegu w galop.
W ciągu najbliższych dwóch tygodni mam masę rzeczy do przygotowania i ogarnięcia, i oczywiście teraz zaczynają wydzwaniać: wolontariusz, marudny jak małe dziecko, chcące, żeby się z nim bawić; sklep, w którym zamówiłam buty, a który wlasnie teraz zakomunikował, że dotarły i będą na mnie czekać tylko kilka dni; znajoma, żeby na wczoraj oddać jej książkę, bo nagle jest bardzo potrzebna; koordynator mentorów- żeby się spotkać i pouczestniczyć w regularnej partyjnej, nudnej jak flaki z olejem naradzie, itd.itp.
Mam ochotę wyłączyć na kilka tygodni telefon, niestety nie mogę- jakiś jeden może okazać się ważny. Więc tylko przełykam przekleństwa i dziś jeszcze tylko ofiaruję ludziom trochę czasu, a potem niech spadają na drzewo.
Postaram sie niebawem ogłosić wszem i wobec, żeby z pierdołami poczekać do połowy października.
Z mojej strony to ostatnia pierdoła, na jaką pozwoliłam sobei poświęcić czas- wyciskająca łzy historia przyjaźni smoka i zombie :D
Over & out.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Leave yer mark: