Wczoraj- afro jazz.
Dobrze się złożyło, to ogólnie był ciężki dzień, najpierw przecudne słońce i ciepło, a potem gwałtowny spadek ciśnienia, burza, chłodek i mokre błocko w sandałach.
Chodziłam jak błędna, co w pracy polegającej na uczeniu innych, odpowiadaniu na ich pytania, ich wyjaśnianiu wątpliwosci natury gramatycznej, potrafi utrudniać życie XD
Szaleńcze podskakiwanie z przytupami, z ramionami wykonującymi szerokie, mocne i zamaszyste gesty, przy rozcapierzonych drapieżnie palcach- to było odświeżające (choć nie w dosłownym sensie tego słowa). Zero subtelnych pląsów i zawijasków, tylko żywiołowy i radosny prymitywizm ruchów.
Wyszłam z zajęć na czterech, ale bardzo szczęśliwych czterech :D
Później, co prawda, strasznie kręciło mi się w głowie, przez co nie wykorzystałam tych kilku minut pustki w sali, żeby przećwiczyć swój układ- do którego naprawdę będę potrzebować nieco więcej przestrzeni, niż mój pokój może mi ofiarować.
Cały album wrzucam, choć taki fajny taneczny rytm to tam jest około minuty 41:00.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Leave yer mark: