Obejrzałam właśnie niepokojące, wstrząsające wręcz nagranie, gdzie wywiadu udzialał człowiek, który dopiero co zamordował przechodnia, tasakiem. Ciało leżało na jezdni, co jakiś czas chwytane ciekawskim okiem kamery, a morderca przedstawiał swoje poglądy na świat. Tłumek gapiów kręcił się na obrzeżach, ciekawość powstrzymywana barierą lekkiego strachu.
Przez moment również myślałam, że to może jakiś szokujący manifest albo happening; te dłonie, calutkie pokryte krwią, tasak, którym mężczyzna wymachiwał.
Ale nie. Tam, na jezdni, leżał trup człowieka, który kilka chwil wcześniej został tym tasakiem zmasakrowany.
Mogliśmy to zobaczyć na filmie, kilka minut po wydarzeniu.
Co się dzieje z tym światem?... Niedługo naprawdę będziemy mieli Igrzyska Śmierci.
Tymczasem codzienność robi się zajadła.
Kiedy osiągam odpowiednio wysoki stopień ogólnego wycieńczenia, to tak, jakbym jechała z górki na sankach. Z bardzo wysokiej i stromej górki, i nie siedząc wygodnie, a trzymając się kurczowa oparcia i powiewając z tyłu pojazdu jak flaga.
Ledwo ogarniam; stąd właśnie wizja mojego pokoju w takie dni.
Będę potrzebowała co najmniej jednego całego dnia wolnego (czyli jakiegoś wtorku), żeby pozbierać i posegregować wszystkie papierzyska, książki, biżuterię, kosmetyki, porozwalane po całej przestrzeni widocznej i niewidocznej.
Choć co za sens- wystarczy jeden poranek, by gehenna się rozpętała de novo XD
Muter uważa, że z pokolenia na pokolenie coraz mniej mamy odporności na pracę, na zmęczenie.
Być może w jakimś stopniu jest to prawdą. Ale też warunki się zmieniły; it's a brave new world,,.
Kiedyś, kiedy ludzie mieli pracę, była to w przeważającej cześci przypadków bezpieczna, pewna posada, gdzie i konkretna umowa, i świadczenia, i trzynastki, i emerytura czy przewidziany okres wypowiedzenia. Te opowieści, jak to się przychodziło, najpierw kawa i ploteczki, jakieś wyskoczenie na miasto w celu załatwienia swoich własnych spraw, równo po 8 godzinach- do domku, gdzie praca z człowiekiem nie przychodziła..
Teraz, w warunkach wolnego rynku, gospodarki o drapieżnym charakterze, masz tyle, ile wywalczysz. A czasami musisz powalczyć, żeby mieć chociaż tyle.
Jest to bardzo widoczne w przypadku wolnostrzelectwa, ale też w przypadku bardziej ukorzenionych form zatrudnienia. Przez wszystko przeziera niepewność.
Nadal jestem przeszczęśliwa, że jestem w Gdańsku; ale rutyna zaczyna uwierać, od miesięcy niczego nowego nie skomponowałam, co gorsza- wyjechałabym gdzieś, ale nie mam nawet pomysłu gdzie, zaś podczas przeglądania ofert lotniczych żadna nazwa, żadne miejsce nie budzi dreszczyku emocji.
Zresztą, co to za frajda- jechać samemu :/
Z jednej strony to jest frajda. Jestes sama sobie sterem, zeglarzem, okretem, nie musisz sie dopasowywac do niczyjej wizji, czyjegos budzetu, czyichs pomyslow i humorow.
OdpowiedzUsuńZ drugiej rozumiem.
Ja sie szykuje na samotne 3 miesiace i szczerze mowiac jestem malo rozentuzjazmowana. Ale ostatnio niewiele rzeczy mnie cieszy, wiec moze po prostu mnie depresja dopadla.
A pracy swojej mam tak dosyc, ze mi alfabetu nie starcza. Jak rowniez pogody tez mam dosyc. Ech.
Buziaki piatkowe
Sio
Bylaby na to rada- wpadaj do 3miasta :D Tu co prawda tez leje, ale odkrylam przemila knajpe, gdzie daja dobrego grzanca :P
UsuńCo do pracowego niepocieszenia- wczoraj, kiedy kolega zapytal, o ktorej kończe dziś (w sobote czyli) prace, a moja automatyczna odpowiedz, udzielona bez namyslu, brzmiala: `Tą pierwszą o 14", uświadomiłam sobie, że coś jest chyba nie tak w tym modelu XD