Wczoraj wreszcie odbyło się odkładane trzykrotnie spotkanie z agentką ubezpieczeniową.
Namolny to naród.
Namolny, ale nie sposób odmówić im pewnych zdolności.
Zaprawdę, potrzeba talentu, aby umieć sprawić, by człek poczuł się perłą MENSY jedynie dlatego, że prawidłowo odgadł, jakie czynności się standardowo popełnia w banku.
Bez broni.
Nawet ja, mimo że doskonale wiedziałam, jakie sztuczki będą w akcji, momentami zaczynałam się rozpływać w samozadowoleniu, bo "odgadywałam" tak trudne zagadki, jak: "co ludzi najbardziej martwi, kiedy planują swoją przyszłość", czy "co ludzie robią, kiedy potrzebują nagle gotówki" -_-'
(Ponownie, opcja z bronią oraz nierządem odpadała)
Podstępny to narodek; jak wężowie śliscy i złotouści.
I tak, agentka, przepytując mnie, szybko wypełniała formularzyk, który objawiał całe moje cywilizacyjne i społeczne ubóstwo.
Nie mam domu. Ani samochodu (i nie planuję ani nie chcę go mieć). Żadnych lokat, akcji, funduszy, nieruchomości- KAPITAŁU. Patrzyłam w zadumie na szereg krzyżyków, który określał moje jestestwo w kategoriach materialnych, i czułam, jak coraz bardziej znikam.
Nie mogłam zdecydować, czy to dobre, czy złe uczucie.
Kolejne, co zobaczyłam, to to, że na tym papierze ja będę za chwilę miała 40 lat, za następną chwilę 60, a już zaraz potem będę tarzającym się w nędzy emerytem.
Być może na niektórych działa to mobilizująco; ja patrzyłam na te niezbite liczbowe dowody mojego przyszłego biedowania i myślałam sobie, jaką niezmierną naiwnością jest zakładanie, że mamy wszyskie te trzy "chwile".
Że zawsze ma się lata.
I nagle w którymś momencie dziarskim, wyszorowanym do błyszczącej różowości głosem agentka zapytała mnie, do czego w życiu dążę.
Zatchnęło mnie.
Do masy rzeczy dążę.
Ale żadna z nich nie widnieje w słupkach i kategoriach, ujętych przez formularze takich firm, jak zaprezentowana mi wczoraj.
Nieruchomości. Pomnażanie majątku. Zabezpieczanie majątku. Obracanie majątkiem. Edukacja dzieci. Zabezpieczanie majątku dla dzieci. Etc.
Wyłazi ze mnie cała cygańska abnegacja, ale guzik mnie to wszystko obchodzi. Być może poniekąd dlatego, że przez większość życia towarzyszy mi jedno z ulubionych powiedzeń Babci: "I tak do piachu, i tak do piachu".
Wysiliłam się naprawdę mocno, żeby wymyśleć: podróże. Podróże są miłe.
Ale tak poza tym nic z tego, do czego dążę, czego w życiu pragnę, nie da się zmierzyć ani skatalogować formularzami ubezpieczeniowymi.
Z jednej strony- poczułam cudowną, choć niepokojącą wolność latawca, zerwanego ze sznurka.
Z drugiej- żadne ścieżki nie są jasno wytyczone, a to budzi niekiedy lęk.
Następne spotkanie w przyszłym tygodniu, nie było szans się z tego wykręcić, bo jak raz człowieka agent ubezpieczeniowy dorwie, to umarł w butach. I kto wie, może zacznę budować kosztowne i czasochłonne pudełko wokół bańki mydlanej, zwanej "przyszłością".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Leave yer mark: