środa, 4 września 2013

Life's a bitch and then you die

Plus zapomniałam dodać, że wystarczyła lawina spraw pracowych, jaka się na mnie zwaliła w poniedziałek, żebym się natychmiast rozchorowała.
Czyli nie tylko zmęczenie, niedospanie; stres, ba- trochę stresu wystarczy, żeby mi zdrowie wysiadło. Słowo honoru, XIX wiek, galopujące suchoty, słabowita panna dziedziczka i co tylko jeszcze. Czymsiś się zmartwię, zestresuję- i leżę osłabiona, chora, z gorączką, bez głosu.
Muszę wygrać milion. Po prostu. Praca mi nie służy, wszelki stres czy zmęczenie, wynikające z kwestii zawodowych, mi ewidentnie nie służą, poza tym nie zaczęłam jeszcze na dobre zajęć- ot, pojedyńcze lekcje tu i tam- a już mam mega awersję na ludzi.
Na chwilę obecną- I want out.
As in- OUT.

2 komentarze:

  1. Milion? A cóż można zrobić z milionem. Nawet się człowiek nie wyżywi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze można w coś zainwestować...
      Ale masz rację- jak wygrywać, to wygrywać konkretnie :D
      Mój dom na klifie we francuskim Eze się sam nie kupi -_-

      Usuń

Leave yer mark: