czwartek, 5 maja 2016

Wilczy Szaniec

Siedzi we mnie ten wypad na Mazury.
Ta obłędnie piękna przyroda, przeciwstawiona wizycie w Wilczym Szańcu.
Że takie zło, zło absolutne- postanowiło się ukryć w tak pięknej krainie.
Chodzenie po miejscach, gdzie kiedyś chodzili ci wszyscy ogłupiali, albo zobojętniali na okrucieństwa ludzie, gdzie łaził ten główny szaleniec, a które przy tym cały czas koiło śpiewem ptaków i tak nieopisanym pięknem, że aż zapierało to dech... Czysta, pulsująca i żywa nienawiść. A momentami ogromny smutek i żal. Ta kraina na to nie zasłużyła. Na szczęście natura potrafi goić rany jak nic innego: widziałam drzewa rosnące na rozsadzonych od środka bunkrach, świeży zielony mech, porastający ogromne bloki cementu, a także runo leśne, domagające się coraz większych pasów niegdysiejszych wybrukowanych ścieżek. Niech to wszystko pochłonie las. Ale kiedy wreszcie pojadę zobaczyć obóż w Oświęcimiu- wywiozą mnie stamtąd na taczce. W kawałkach.