poniedziałek, 7 września 2015

Cisza

Coś się stało w sferze weny.
Blokada twórcza, przepaskudna. Jak ogromna, zimna, dudniąca głucho pod uderzeniem dłoni tama.
Dawno tak nie miałam.
Po skomponowaniu kawałka zdarzał się zastój, nawet kilkumiesięczny; ale nigdy do tego stopnia, że siadam do pianina- i nic. Nawet już istniejące kawałki mi nie idą.
Mylę się. Nie pamiętam, "jak to szło". Nagle w połowie gry orientuję się, że oddryfowałam myślami i w ogóle nie skupiam się na pianinie.
Przez parę tygodni trwał dość napięty czas, działo się troche nieprzyjemych rzeczy (użeranie się z nieprzyjemnymi ludźmi ma to do siebie, że rozbija cżłowieka na kwarki i zostawia go mocno roztrzęsionym), ale żeby aż tak?
Prawda- to byli naprawdę paskudni ludzie. Bardzo zagubieni, bardzo mali i niecni, ale przez to- bardzo szkodliwi.

Najgorsze, że gdzieś za tą tamą- tam jest moja muzyka.
Być może zaczyna się powolutku przesączać, bo ją czuje.
Czytam teraz Kroniki Królobójcy Rothfussa, a ten człowiek potrafi pisać o przeżywaniu muzyki. Może sam gra... Ba- na pewno sam gra. Nie można tak pisać, nie znając tych emocji z pierwszej ręki.
Główna postać to między innymi muzyk; pełen pasji, opętany dźwiękami człowiek.
I kiedy nastąpił opis szczególnie porywającego występu, nagle usłyszałam - autentycznie, usłyszałam.. XD - echo. Delikatne, cichuteńkie granie, prawie brzęczenie. Czegoś; jakieś pasaże, mieszaninę instrumentów... Jak przelatujący powiew- już-już był....i zniknął.
Nie złapałam.
Jakiś postęp co prawda nastąpił- dziś usiadałam do pianina, zdecydowana przebić się przez tą okropną blokadę choćby i siłą; otworzyłam je, otworzyłam górną klapę, żeby i ono i dźwięk miały powietrze, i pograłam może z 30 minut.
Tyle co nic, ale w porównaniu z minionymi tygodniami- ogrom.

Nie wiem, kiedy przyjdzie do mnie nowa muzyka. Ale niech to nastąpi jak najszybciej: jestem cżłowiekiem żyjącym w zawieszeniu. Czekam na coś. Nic, co teraz robię, nie ma większego znaczenia, bo to wszystko to jedynie przeczekiwanie.
Książki. Gierki. Wyjścia na koncerty.
---koncerty, które- żywiłam mizerną nadzieję- rozruszają mnie nieco. Będą tym bodźcem. Przez trzy wieczory/noce pojawiałam się w wielkiej stoczniowej hali, gdzie chodziłam z głodem w oczach od sceny do sceny i czekałam z rosnącą desperacją, aż ktoś mnie nakarmi muzyką. Usłyszę coś tak pięknego, że -choćby z zazdrości- zburzę tą głuchą ścianę ciszy.

Cisza w mojej głowie.
To sie bardzo rzadko zdarza. Bardzo rzadko nic mi nie gra O_O
Jak człowiek wyrzucony w próżnię kosmiczną- dryfuję i nie mam punktu zaczepienia XD

środa, 8 kwietnia 2015

Brak many

No i doszłam do tego momentu, kiedy nie chce mi się iść do pracy :/
Jakbym nagle powróciła do mrocznych czasów szkolnych, kiedy człowiek z udręką myślał a nadchodzącym dniu i nienawistniej konieczności pójścia do szkoły na pewne konkretne lekcje.
A przecież lubię swoją pracę.
Jestem w 3mieście, coś, o czym marzyłam.
Jutro mam teoretycznie przyjemne zajęcia, z fajnymi ludźmi, w fajnej szkole.
Ale dziś, teraz, w zasadzie, uprawiając dziką prokrastynację (bo pójście spać oznacza nadejście poranka i pójście do pracy -_- ), przejrzałam mojego na wpół zapomnianego bloga.
Ile----ile się działo O_O Ile ja robiłam, chodziłam, bywałam, wyjeżdżałam.
I ile przy tym notek popełniałam O_O
Myślę, że długie nie-schodzenie z torów codzienności mogło zakończyć się tylko i wyłącznie tym: niechęcią - by nie rzec wręcz: nienawiścią do rzeczywistości, jaka mnie w tej chwili otacza.
Coś innego. Inni ludzie. Inne zajęcia.
Byłam w zeszłym tygodniu na warsztatach tańca tribal; jak to mnie niewiarygodnie zrelaksowało O_O
Owszem, zakwasy miałam trzy dni (tym bardziej, że potem zabrałam się z Gdyni do Sopotu plazą, z buta, testując przy okazji moje kijki do chodzenia), ale robienie czegoś innego, czegoś nowego, było niewiarygodnie wyzwalającym doświadczeniem.
Za to przez te święta- utarte sposoby spędzania czasu; przyjemne, owszem. Ale utarte, znane, przerobione.
I nie czuję się specjalnie wypoczęta, pustawe akumulatory jak leciały na oparach- tak nadal lecą, choć lotem już zdecydowanie koszącym.

Obawiam się, że już bytuję w rzeczywistości, opisanej przez Yuvala Harari: eskapizm dopracowany do rangi sztuki.
Co prawda nie narkotyzuję się, którą to drogę ucieczki on prorokuje dla nadchodzących pokoleń. Mi wystarczy granie. Ale nawet tutaj zaczynam wyczuwać nutki desperacji.

Mój nowy kawałek, jeszcze nie skończony, postanowiłam zadedykować zaćmieniu słońca.
W ogóle lubię pisać kawałki z jakimś motywem, poświęcone choćby czemuś, nawet jeśli są bez tekstu.
Motywy ze świata przyrody są szczególnie wdzięcznym bodźcem twórczym; mam już utwór poświęcony nocy, i wczesnej wiośnie, i burzy, i równonocy jesiennej, i przesileniu zimowemu i zimie samej...
Myślałam, żeby kawałek nazwać "Protuberancje", choć jeszcze nie wiem, czy na tą nazwę w pełni zasłuży, czy rozwinie się tak, by określały go rozbłyski i erupcje plazmy na Słońcu.
I chyba naprawdę powinnam przysiąść i spisać ostatnie ----dziesięć? dwanaście?...kawałków, bo potem przez miesiąc nie wyjdę na prostą z robotą XD
Ale mi się nie chce.
Brak many -_-

wtorek, 17 marca 2015

Aten`t ded

What it says.
Poza tym jestem na prostej drodze do hikikomori.
Jestem jak Zeus ostatnimi miesiący.


Pracuję dużo, i w zasadzie w przerwach między pracą a pracą a pracą gram, i gram i czytam.
I unikam ludzi.
Poza kilkoma wybranymi sztukami, z którymi można spędzić czas radośnie i bez dram.
Żadnych więcej dram, ludzie... Nobody ain't got time for this shit.
Książki, gdybym mogła, wcierałabym przez skórę, bo jestem ich tak głodna. Wiedzy, wiedzy... I dobrych opowieści, dobrych światów- i nowego spojrzenia na rzeczywistość mi trzeba.
Ciekawe- czy może, jakimś przypadkiem, któraś pogoń za wiedzą nie zrodziła się z absolutnego obrzydzenia status quo?..
Bo status- jak rzekł był doktor H. - is not quo.

Świat bulgocze i znowu się właśnie przemienia- przemienia się tak kolosalnie O_O
Z powodu niektórych zmian płakałam bardzo gorzkimi łzami przy ciemnym parku na Górze Gradowej.
Ale niektóre omal nie wypełniły mnie ekscytacją ponad możliwości organizmu, inne znów potężnym niepokojem.
... tyle że nie jestem dość wyspana, żeby wszystko śledzić uważnie i czujnie jak wombat.
Peace out, ale dla wiedzy- "nie jestem martfa".