środa, 8 kwietnia 2015

Brak many

No i doszłam do tego momentu, kiedy nie chce mi się iść do pracy :/
Jakbym nagle powróciła do mrocznych czasów szkolnych, kiedy człowiek z udręką myślał a nadchodzącym dniu i nienawistniej konieczności pójścia do szkoły na pewne konkretne lekcje.
A przecież lubię swoją pracę.
Jestem w 3mieście, coś, o czym marzyłam.
Jutro mam teoretycznie przyjemne zajęcia, z fajnymi ludźmi, w fajnej szkole.
Ale dziś, teraz, w zasadzie, uprawiając dziką prokrastynację (bo pójście spać oznacza nadejście poranka i pójście do pracy -_- ), przejrzałam mojego na wpół zapomnianego bloga.
Ile----ile się działo O_O Ile ja robiłam, chodziłam, bywałam, wyjeżdżałam.
I ile przy tym notek popełniałam O_O
Myślę, że długie nie-schodzenie z torów codzienności mogło zakończyć się tylko i wyłącznie tym: niechęcią - by nie rzec wręcz: nienawiścią do rzeczywistości, jaka mnie w tej chwili otacza.
Coś innego. Inni ludzie. Inne zajęcia.
Byłam w zeszłym tygodniu na warsztatach tańca tribal; jak to mnie niewiarygodnie zrelaksowało O_O
Owszem, zakwasy miałam trzy dni (tym bardziej, że potem zabrałam się z Gdyni do Sopotu plazą, z buta, testując przy okazji moje kijki do chodzenia), ale robienie czegoś innego, czegoś nowego, było niewiarygodnie wyzwalającym doświadczeniem.
Za to przez te święta- utarte sposoby spędzania czasu; przyjemne, owszem. Ale utarte, znane, przerobione.
I nie czuję się specjalnie wypoczęta, pustawe akumulatory jak leciały na oparach- tak nadal lecą, choć lotem już zdecydowanie koszącym.

Obawiam się, że już bytuję w rzeczywistości, opisanej przez Yuvala Harari: eskapizm dopracowany do rangi sztuki.
Co prawda nie narkotyzuję się, którą to drogę ucieczki on prorokuje dla nadchodzących pokoleń. Mi wystarczy granie. Ale nawet tutaj zaczynam wyczuwać nutki desperacji.

Mój nowy kawałek, jeszcze nie skończony, postanowiłam zadedykować zaćmieniu słońca.
W ogóle lubię pisać kawałki z jakimś motywem, poświęcone choćby czemuś, nawet jeśli są bez tekstu.
Motywy ze świata przyrody są szczególnie wdzięcznym bodźcem twórczym; mam już utwór poświęcony nocy, i wczesnej wiośnie, i burzy, i równonocy jesiennej, i przesileniu zimowemu i zimie samej...
Myślałam, żeby kawałek nazwać "Protuberancje", choć jeszcze nie wiem, czy na tą nazwę w pełni zasłuży, czy rozwinie się tak, by określały go rozbłyski i erupcje plazmy na Słońcu.
I chyba naprawdę powinnam przysiąść i spisać ostatnie ----dziesięć? dwanaście?...kawałków, bo potem przez miesiąc nie wyjdę na prostą z robotą XD
Ale mi się nie chce.
Brak many -_-

2 komentarze:

  1. Wiem, co czujesz. Naprawdę wiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja powoli przesterowuję swoje- nazwijmy to górnie- życie, choć to długotrwały proces, i wymagający chirurguicznych cięć otaczającej mnie rzeczywistości. Nie do końca bezbolesny, czy gładki, ale niezbędny. Zobaczymy, dokąd mnie to zaprowadzi...
      A u Ciebie jak? Znalazłeś jakiś sposób wybicia się z tej koleiny?

      Usuń

Leave yer mark: