niedziela, 17 kwietnia 2011

Sen o pianinach

Minionej nocy miałam pierwszy od długiego czasu sen o pianinach, ale znów nie taki, jak zawsze: kolejny dziwny.
Przede wszystkim- zobaczyłam te dwa potężne instrumenty, złączone ze sobą, jakby tworzono je na planie ekierki, ale z osobnymi klapami. Monstrualne. Gigantyczne.
I moją pierwszą reackją w tym śnie było oszołomienie, że po raz pierwszy widzę w realu pianina dokładnie jak z moich snów. Prawdziwie szokujące odkrycie.
Brązawe- masywne i gładkie, oraz czarne- matowe i zdobione; dwa monstra.
Podniosłam klapę tego czarnego, i odkryłam że ma potrójny rząd klawiszy, jak organy, ale te klawisze...
Były ogromne. Jak siekacze olbrzyma. Każdy jeden był co najmniej rozmiaru największego szczebelka w wibrafonie. Jedną dłonią byłam w stanie objąć ich maksymalnie pięć.
I nie potrafiłam na nich grać.
Pacałam dłoni w klawiaturę-monstrum, na siłę wciskając oporne klawisze, żeby uzyskać jakikolwiek dźwięk, ale nie potrafiłam grać :(
***
Potwierdza się, co kiedyś przewidział bracki: moje słyszenie dźwięków w bardzo wysokich rejestrach nie jest rozszerzeniem zakrsu mojego słyszenia, a przesunięciem.
Owszem, słyszę brzęczyki fotokomórki, ohydny podprogowy pisk włączanego sprzętu elektronicznego, czy słowa o spożywaniu ciasta, wyszeptane dwa pokoje dalej :P (serio)
Ale mam kłopoty ze słyszeniem i ROZUMIENIEM tego, co mówi grubym, nosowym głosem osoba stojąc metr ode mnie.
Równie dobrze możnaby tej osobie nałożyć blaszany ceber na głowę i kazać mówić.
Słyszę dudnienie, buczenie, głoskopodobne formy dźwiękowe, ale- żadnych słów.
Na szczęście znam jeszcze jedną osobę, która ma dokładnie tą samą przypadłość: wysokie rejestry- aż za bardzo słyszalne, niskie- umykające uchu.
Nie sprawdza się to w pracy, gdzie 95% pracowników to faceci, z czego 70% roboty odbywa się na hali, w grubym ryku turbin, głuchych łomotach prasy czy grzmiącym echu opadających blaszanych bram.
Głupio mi jest też niemożebnie, gdy gadam z facetami przez telefon, bo znów słyszę głównie---"bubububu", przez ceber.
Przeraża mnie to, bo właśnie od niedawna mam skype'a i krótka rozmowa z bratem uświadomiła mi wagę problemu.
Ja ledwo rozumiałam słowa.

Swoją drogą, sprawdzanie skype'a było trudniejszym i żmudniejszym procesem, niż dostanie mikrofonu na wiosce.
Wszyscy nagle się na mnie wypięli. Połowa rodziny nie odbierała telefonów. Druga połowa się wypięła, albo nagle dostawała "dzikiej ku*wy" i na mnie wrzeszczała. Znajomi---pisać chadko.
No, ale mam skype'a.
Kolejne medium, przez które będę mogła ludzi nie rozumieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Leave yer mark: