niedziela, 28 sierpnia 2011

Solidarity of Arts 2011

Byłam wczoraj na koncercie Michała Szpaka O_o
Zupełnym przypadkiem, przysięgam przeprzysiężnie, ale doświadczenie było interesujące.
Z jednej strony- dobrze, że pojawiła się typowa gwiazdka dla nastolatek, polska, lokalna, i inna od wszystkich wyjących na polskich scenach dinozaurów albo jak z metra ciętych laluń, mamlących wiecznie to samo.
Chłopię jest barwne, krzykliwe, przegięte, ubiera się i porusza jak drag queen- jest inne.
Może coś drgnie w polskim showbiznesie, tym badziej zważywszy, w jaki repertuar młodzieniec celuje, albowiem---
---i tu uwaga druga:
..on nie śpiewa nic swojego.
Co jest dość żenujące, bo skoro już koncertuje, skoro już chce robić za gwiazdę, to śpiewanie coverów jest po prostu kompromitacją. Jeszcze z zespołem, złożonym z samych solistów (to było naprawdę widać). Chłopak ma głos, i to jaki, ma potencjał, ale jak szybko nie stworzy własnego repertuaru, będzie jedynie sezonową ozdóbką jarmarków, i tyle.
W którymś momencie, piszcząc ("E beże! Jaki mege upał, woow! Normalnie jest gorąca tak, że nie megę, wow! jesteście beskie, moje drogie, wow! że jesteście tu dziś ze mną, wow!"), polał się wodą z butelki, doprowadzając akustyków na krawędź apopleksji, bo polał również sprzęt tą wodą, debil. Potem się jeszcze próbował tarzać zmysłowo po scenie i rozkwasił sobie nos :D
Także nad stylem musi jeszcze ździebko popracować, ale najważniejsze: repertuar. I żeby napisał mu go może ktoś, kto się na tym zna, a nie ta banda sprzedawców sznurowadeł, która promuje obecne "gwiazdy". Nie zdzierżę kolejnego popowego szajsu...
Natomiast w zeszłą sobotę, zanim mnie trafił wirus, byłam na drugiej edycji Solidarity of Arts, która była pod pewnymi względami lepsza, niż poprzednio.
Lepsza, bo bardziej różnorodna. Gorsza była pod tym względem, że w zeszłym roku gwiazdą był Możdżer, więc można się było do woli nasłuchać jego muzyki; w tym roku Możdżer był gospodarzem, więc trzymał się w cieniu, gwiazdą był Marcus Miller, ale jak dla mnie cały koncert należał do dwóch osób: Edmara Castanedy, nieprawdopodobnego harfisty, i Anjelici Kudjo.

A nasza mała ekipa się nawet załapała na filmik, widać nas kilkakrotnie, a pierwszy raz w 2:22 :))) Sława! Chyba się zapiszę do chórków Szpaka :D

A ten tenor z Teksasu, obsypany brylantami, zaśpiewał bardzo piękną, dziwną, tęskną pieśń, która mnie po prostu zahipnotyzowała na chwilę, jednak niestety- nie ma jej na sieci.
Więc wrzucam inny kawałek, Marcus, Castaneda i Louis Cato, bardzo, baaardzo fajny.


Foty z Irlandii :)
Irlandia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Leave yer mark: