sobota, 24 marca 2012

Nocny burmistrz

Powoli, bardzo powoli próbuję zebrać się do kupy.
Zajmie mi to jeszcze pewnie sporo czasu; jestem strasznie zmęczona.
Od środy nie przespałam dobrze ani jednej nocy; budzi mnie najlżejszy dźwięk, przerzucając mnie ze śnienia w rozedrganą, pełną rozgorączkowanego strachu półjawę, a moje sny wypełniają gwałtowne obrazy, przerażające obrazy.
Palą mnie oczy.
Dziś jakiś facet usilnie chciał ustąpić mi miejsce w autobusie, i zapewne po prostu był gentlemanem. Ale i tak mam wrazenie, że od środy przybyło mi wiele lat.
Dziś znalazłam chilę ulgi na przystanku tramwajowym; skryłam się przed słońcem w cienu wiaty, usiadłam na ławeczce i po prostu gapiłam się na ulicę. Nie myśląc, nie oceniając; chwila kojącego nieczasu.
Do tej pory nie opuszcza mnie krystalicznie czysty i wyraźny widok jednonogiego staruszka na rowerze, pedałującego niestrudzenie. Słońce bębniło ogłuszająco o wiatę przystanku, a ja patrzyłam niby zahipnotyzowana,jak zmierza, niczym wypełniający questa mityczny heros, do swego tajemniczego celu.
Może zabrzmi to jak okrutny żart, ale jego widok mnie pocieszył; nie potrafię uzasadnić, dlaczego.

Czytam teraz -to ważne, żeby mieć teraz co czytać- "Nocnego Burmistrza", autorstwa Kate Griffin.
Jest to, niestety, drugi tom serii o Mathew Swifcie, ale, jakkolwiek w "Nocnym Burmistrzu" przewijają się wciąż aluzje i nawiązania do treści "Szaleństwa aniołów", jest to odrębna historia, możliwa do czytania bez znajomości wydarzeń z tomu pierwszego.
Takiej książki szukałam parę lat temu, po przeczytaniu "Stoneheart"- była to lubiana przeze mnie kategoria urban magic, czy- jak ten gatunek określił Sapkowski- "jednorożec w ogrodzie", czyli urbanistyczny realizm magiczny, w dodatku o Londynie. Niestety- "Stoneheart" okazało się książką przeznaczoną dla bardzo młodych czytelników. Prostą i moralizatorską- jakkolwiek na zacnym koncepcie opartą.
"Nocny Burmistrz" jest pod tym względem bardziej zadowalający, trudniejszy, krwawy- choć mam też i zastrzeżenia.
Autorka wdaje się w straszne detale, opisując każdą kolejną dzielnicę Londynu, do której trafi bohater. Opisy te, po trzecim takim, niczym nie zaskakują; są skonstruowane w ten sam sposób, wypełniają je te same metafory, zwroty i porównania, co jest irytujące. Ale jeśli ktoś chce nietuzinkowy przewodnik po Lądku, z wyszczególnieniem barów kanapkowych i oceną jakości kebabów- to się ucieszy. Ja zaczęłam te nużące opisy, wskazujące na szczególny zespół natręctw, pomijać.
Liczne są też obłąkane monologi wewnętrzne bohatera/bohaterów/truno zgadnąć (to skomplikowane)(ale zaraźliwe, sama zaczęłam myśleć o sobie w liczbie mnogiej), zbyt liczne; tak samo, jak powtórzenia- dają niewątpliwie dramatyczny efekt, ale ten dramat jest zbyt efekciarski.
Niemniej magiczny Londyn to dobre kombo, udowodnił to już Gaiman w "Nigdziebądź", czytam zatem z uwagą; wciągnęła mnie ta książka bez reszty. Przenoszę się do niej całkowicie.
Dlatego dobrze, że na nią akurat teraz trafiłam.

2 komentarze:

  1. chcialam cos napisac, ale nie wiem co. Pustka. Mentalna, fizyczna, rozszarpana emocjonalna. I nadal nie wiem co napisac, ale nam ciagle powtarzaja, ze z czasem jest latwiej. I tzymam ich za slowo. x

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja musze cos robic, cokolwiek. BAgde. Muzyke. Pokrowiec na fotel, porzadki, projekt z wolontariuszami- cos. Dzialac.
    Na pewno z czasem bedzie latwiej, musi byc. xx

    OdpowiedzUsuń

Leave yer mark: