środa, 11 września 2013

Komiksy

Zaczęłam się już z wolna pakować. Trzy wielkie, ciężkie kartony i kilka paczek, a z pokoju nie ubyło niemal nic.
To będzie-----ciężka przeprawa XD
Ale przedzierając się przez sterty płyt, książek i czasopism- spakowałam większość zucznych plakatów i magazynów, i układając Graphy w równe kupki miałam wrażenie, że to echo jakiegoś snu; to było tak dawno, i wydaje się teraz tak nierelne: Japonia, Takarazuka, pociągi raniutko, irimachi, demachi, ochakaie...
Ech.
No więc przedzierając się przez to wszystko, znalazłam dwa segregatory, z dwoma zaczętymi, oczywiście nie skończonymi komiksami. Z rozrzewnieniem je przeczytałam- nawet się obśmiałam parę razy.
I postanowiłam je skończyć.
Tym bardziej, że kiedy je przeglądałam, z radyjka popłynęła muzyka Mulatu Astatke, a to w moim banku pamięci jest Nara, to początki mojego pierwszego komiksu, generalne dobry twórczo czas, no trudno o lepszy ZNAK *_*
Wiem, żadna wielka sprawa; do niczego się te komiksy nie nadają, poza chyba tylko moją satysfakcją, oraz dla historii, która- banalna bo banalna- ale jedna i druga zasługuje na doprowadzenie do końca.
W wielu miejscach rysunki to jakaś zgroza; w innych- patrzę z nabożnym podziwem, że to ja narysowałam, bo w tej chwili już bym tak nie umiała. Kreska rdzewieje, nieużywana :/
Ale się postaram tak czy inaczej; na początek- postaram sie przypomnieć sobie, o co mi chodziło na tych arkuszach, które już naszkicowałam, ale którym nie porobiłam nawet zarysu treści w dymkach XD
Bo teraz, choć paczę i paczę, to nie wiem, co tam chciałam zrobić -_-
Jedno jest pewne: będę musiała podorysowywać masę plansz pomiędzy już istniejącymi- może i pomysł na historię miałam, ale scenarzysta komiksowy ze mnie żaden.
Teraz tak czytałam, i parę razy byłam wręcz zażenowana natężeniem emo-angstu tu i ówdzie, a także nawarstwieniem suspensów; ciągle drama-drama, bez momentów gładkiego nurtu fabuły, czy przeciwnie- solidnego wybuchu.
Cóż, będę miała co robić tej zimy XD
Bo wszak przeprowadzka, nowa praca, szukanie mieszkania i tego typu kwiatki to przecież mało, prawdaż...



środa, 4 września 2013

Life's a bitch and then you die

Plus zapomniałam dodać, że wystarczyła lawina spraw pracowych, jaka się na mnie zwaliła w poniedziałek, żebym się natychmiast rozchorowała.
Czyli nie tylko zmęczenie, niedospanie; stres, ba- trochę stresu wystarczy, żeby mi zdrowie wysiadło. Słowo honoru, XIX wiek, galopujące suchoty, słabowita panna dziedziczka i co tylko jeszcze. Czymsiś się zmartwię, zestresuję- i leżę osłabiona, chora, z gorączką, bez głosu.
Muszę wygrać milion. Po prostu. Praca mi nie służy, wszelki stres czy zmęczenie, wynikające z kwestii zawodowych, mi ewidentnie nie służą, poza tym nie zaczęłam jeszcze na dobre zajęć- ot, pojedyńcze lekcje tu i tam- a już mam mega awersję na ludzi.
Na chwilę obecną- I want out.
As in- OUT.

wtorek, 3 września 2013

Spleenek

Powinnam była przewidzieć, naprawdę, że wraz z nastaniem września nagle zacznę mieć bardzo mało czasu.
Nie sądziłam, że to będzie tak dosłownie początek- poniedziałek, drugi dzień tego smutnego miesiąca, i nagle praca, praca zewsząd, osacza, podkrada się, wyskakuje mailami, smsami...I już zajęcial. Prawdę mówiąc, tego wolnego miałam w sumie może tydzień i pół.
I nie, nie piszę tego kokieteryjnie, z niedbale ukrytym między wersami podtekstem "Ach, boszsz, chwili człowiek nie ma, work work, jest się rozrywanym, nie ma co, och jej... >^.^<"
Ponieważ po pierwsze- naprawdę ma to coś wspólnego z byciem rozrywanym na malutkie kawałeczki, kiedy to nie wiadomo, za co się najpierw zabrać, żeby się zebrać. 
Po drugie- bo nie miałam w tym roku (jeszcze) takich prawdziwych, porządnych wakacji. Te parę tygodni wolnego jakoś przeciekło między palcami, z czego połowa akurat przypadła na załamanie pogody, więc owszem, z lekturami nadgoniłam fest, i z graniem. 
Ale jestem zmęczona, i nie wiem, jak to zmęczenie odegnać- długie spanie nie działa, sprawdziłam.
Wczoraj na dodatek dopadł mnie moment mocnego zwątpienia; bo oto zaczyna się nowy rok zajęć. Cały-----długi------rok------
Raptem drugi rok mojej pracy w tym charakterze w 3mieście, a ja już zaczynam mieć objawy wypalenia?
I co- i tak przez następne kilka długich lat?..
Nagle poczułam, że jeśli gdzieś na przestrzeni tych paru lat nie pojawi się ten mój piękny słoneczny dom na klifie, z fortepianem w środku, to nie będzie dobrze. 
Jak ktoś ma jakieś pomysły, co można zrobić z tym wczesnojesiennym spleenem, to niechaj pisze, jeno szybko :/ 
Bo już się zaczęło...

(jakby teraz zatrzymała się przy mnie TARDIS, to bym się nawet nie zastanawiała -_-)