wtorek, 17 lipca 2012

Feta 2012

Feta, Feta i po Fecie.
W tym roku udało mi się skorzystać z festiwalu teatrów ulicznych w stopniu raczej zadawalającym- czego nie mogę powiedzieć o latach ubiegłych, kiedy to albo siedziałam w jakimś Wykrocie, albo obcym kraju, albo byłam na mejscu- ale pracowałam do prawie 22.
Odpadły mi dwa dni, czyli połowa, z racji ulewnych deszczy i ogólnego spadku formy w sobotę. Ale to, co widziałam, było tak dobre, że czuję się usatysfakcjonowana w zupełności.
Co najlepiej wspominam i co mogę z czystym sercem polecić każdemu, kogo interesują teatr, cyrk i inne dziwy?
No więc:
- hiszpański duet Eagae ze spektaklem "Entomo" (pamiętajcie, na zywo to wszystko się prezentuje jeszcze lepiej), uskuteczniający taniec/balet współczesny, troszeczkę w stylu The Wicked Boys Ballet:


-Compagnie DaaD z "La Cuisine Macabre"- wspaniały, klimatyczny, mocno Burtonowski spektakl, którego niestety nie udało mi się obejrzeć w komfortowych warunkach z powodu nieprzebranych tłumów, jaki zgromadził:


- grupa Katalończyków La Baldufa z cyrkowym show "Zeppelin", kiedy to udawali rozwrzeszczanych Włochów i paradowali po uliczkach miasta z kiełbaskowatym balonem, przy dźwiękach komicznej muzyczki i masą gagów w zanadrzu. Śmieszne, ożywcze, nieskomplikowane- mnie bardzo też rozśmieszyło obserwowanie ludzi, któzy bogiem a prawdą wiele się nie różnią od kotów lub dzieci. Zobaczą, że ulicą sunie podskakujący, kolorowy balon i coś się przy nim dzieje- a już lecą za nim jak kot za grzechotką i pękają ze szczęscia, jak ochlapie ich woda z konewki klauna i oblepi konfetti :D

Molto Pepperoni Baldufa... :D

-Circo Pitanga z pokazem "Reves d'été" (kobitka raz spadła *.*):


- Teatr Ósmego Dnia z prześwietną "Arką- to piątkowe przedstawienie ustawiło poprzeczkę bardzo wysoko, jeśli chodzi o rozmach i fabułę, a także muzykę Arnolda Dąbrowskiego, myślę, że nikt ich nie pobił podczas tegorocznej Fety:

Gdy te gigantyczne łodzie sunęły przez ludzkie morze, widzowie musieli rozstępować się lub wręcz uskakiwać w panice, był to niezły zastrzyk adrenaliny i emocji, chcąc nie chcąc uczestniczyło się w perypetiach bohaterów. Doskonała rzecz; trochę przypominało mi "Ka" Cirque du Soleil, ale to tylko potęgowało wspaniałość wrażeń. Kiedy wielki metalowy okręt przepływał koło mnie, czułam się jak we śnie, a przecież to jest właśnie główny powód, dla którego chodzę na Fetę: chcę znaleźć się we śnie na jawie.

- ciekawi (choć z opinii znajomych wiem, że dla wielu rozczarowujący) byli the Burnt Out Punks, którzy istotnie może bardziej by pasowali na Froga, nie na Fetę, ale co tam. Mieli dużo ognia, a ponieważ temperatura nagle spadła do okolic subpolarnych, a my już uwierzyliśmy w lato i nie mieliśmy zbiorczo wiele ciepłego odzienia ze sobą, z radością witałam każdą eksplozję:


- ostatnim spektaklem mieli być właśnie Burnt Out Punks, ale ponieważ podczas startu występu wcześniejszej czeskiej grupy Continuo padł prąd w całej dzielnicy, spektakl "Fini Teraae" wystawiono jako ostatni.
I to było ukoronowanie Fety; dość powiedzieć, że na koniec wzruszyłam się do łez. Nie ma sensu wrzucać tutaj linku, bo to nie jest standardowe uliczne show, z którego wyrywki dadzą choć minimalne pojęcie, jaki był cały spektakl. Dość, że choreografia, śpiewy, gra- wszystko było już na takim poziomie profesjonalizmu, że sztuka owa swobodnie odnalazłaby się na deskach teatrów kameralnych.

I tak oto Feta dobiegła końca.
W trójmieście nadal zimno i leje, tymczasem ja zostałam wolontariuszem podczas festiwalu Dźwięki Północy, kiedy to będę zajmować się duńskimi tancerzami; około tego czasu odbywa się również Globaltica, no a już w sierpniu- Frog :)
Ale gdzie to słońce???...
Czeka na piosnekę, wiem XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Leave yer mark: