niedziela, 5 maja 2013

Majówkowo

Tydzień nieróbstwa...
Praca oczywiście mnie dogoniła na działce, i nie dawała o sobie zapomnieć okazjonalnymi SMSami- wady bycia sobiepankiem i freelancerem: nigdy tak naprawdę nie wychodzisz z pracy.
Dlatego też mój wypoczynek był podszyty poczuciem winy, bo przecież "powinnam pracować".
A bimbałam przez caluśki tydzień; najpierw kilka dni wywczasu na wspomnianej działce, potem kilka błogich dni w domku, przy serialach, grze i książce- no co, pochmurno było, a i tak niezależnie od tego poszłam na jazz, a potem na ognisko.
Swoją drogą, zajęcia super. Już się nimi zachwycałam, a jedyne, co mam im do zarzucenia, to to, że trwają ledwie godzinę. Człowiek się właśnie na maksa rozgrzeje, ogarnie kroki układu, bierze się do tańca z werwą- a tu koniec zajęć XD
Ostatnio był Broadway jazz, i dał mi troche po kolanach, ale i tak jest super.
Właśnie, pochmurny piątek spędziłam tylko w połowie na serialach (grę na razie odstawiłam, bo teraz jest trudny quest, w którym ciągle ginę, więc muszę przegrupować siły i obmyśleć nową taktykę, w każdym razie ginące postacie to żadna frajda, więc na razie przerwa XD Do pierwszej części questa podchodziłam cztery razy, zanim w końcu udało mi się ją przeżyć- do tej pory nie wiem, jak...), a w połowie na montowaniu różnych znanych mi układów choreograficznych i szukaniu nowych kroków, żeby stworzyć dynamiczny układ do kawałka ze ścieżki dźwiękowej z "Resident Evil".
I mam, układ na minutę i trochę muzyki :D Jak go ogarnę, to może dorobię więcej.
Teraz tylko znaleźć miejsce, gdzie można by to ćwiczyć, i przy okazji sprawdzić, czy timing jest dobry- niektóre ruchy będą wymagały sporej zwrotności XD



A wczoraj- całodniowy spacer po lesie, który skończył się w knajpie nad morzem, przy szantach i remiku.
Trójmiejskie lasy nie są może szczytem bioróżnorodności, cała Polska już dawno zielona, gdy nasze drzewa dopiero zaczynają niechętnie porzucać szarość i wypuszczać liście, a runa lesnego tyle, co kot napłakał, ale pogoda była cudna, ziemia pachniała, a w którymś momencie drogę przebiegło nam stado, ale to STADO jeleni. Chyba ze dwanaście sztuk, i to bliziutko, na oko- tak z 50 metrów od nas.
Podobno są ludzie, którzy twierdzą, że w naszych lasach nie ma zwierzyny.
Ha. Nigdy nie zwiewali przed dzikami w Sopocie, który są drugimi powszechnie występującymi dzikimi zwierzami, zaraz po gołębiach -_-
A dziś- praca. I jutro- praca. I dwa mega zawalone tygodnie roboty, co mnie strasznie stresuje, dlatego zaraz obczaję jakieś trasy rowerowe, i tego...słońce wyszło....nie można tego marnować :P
To są ostatnie chwile tej wiosny, kiedy mogę w miarę bezpiecznie wychodzić na słońce bez kapelusza i takich tam -_-
A tą kapelkę odkryłam wczoraj:

3 komentarze:

  1. They improvise all that, you know, Vince...

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm, mi długi weekend minął na anime "Kod Geass" (polecam), oglądaniu piłki nożnej i żużla, grabieniu, kopaniu, rąbaniu, pływaniu łódką oraz żarciu. Krótko mówiąc - byliśmy u rodziców Moniki. Zero kreatywności :P Masakra.

    OdpowiedzUsuń

Leave yer mark: