czwartek, 9 czerwca 2011

W [(krwi)o]biegu

Dostałam dziś pierwszą w życiu kroplówkę.
Owszem, zarówno w rodzinie jak i wśród znajomych mam prawdziwych weteranów tego sportu, jednak dla mnie- to była nowość.
Plus dwa zastrzyki XD
Pani pielęgniarka miała przy tym mało szczęśliwy pomysł, żeby opisywać wszystko, co mi robi, i jak mój organizm na to reaguje.
Po słowach "O, i już pękła żyła" ujrzałam oczyma wyobraźni żyłę, pękającą wzdłuż długości jak fasolowy strączek i mało nie zeszłam.
Jednak wbrew pozorom i wrodzonej przecież delikatnosci, moja konstrukcja jest irytująca twardka i stabilna. Ja nie mdleję, po prostu; pospolitego pono odruchu zwrotnego też nie mogę u siebie sprowokować, mogłabym sobie wciskać palec w gardło aż po migdałki- i nic. Niewygodnie mi- ale ciało się dostosuje.
...tylko nie należy mi przypominać, że mam żyły -_-
Furda krew, w zasadzie mam do niej sporo ciepłych uczuć, żeby nie powiedzieć- pożądam jej mocno XD Za to żyły... Paskudztwo.
Więc to, co zobaczyłam na wierzchu lewej dłoni po wyjęciu wenflona, omal nie przyprawiło mnie o natychmiastową katalepsję.

Ale dziś ze światem też coś się działo.
Nagle ogarnęło go mrowienie i dzwoniąca cisza- zdrętwiał. Wyciekło z niego każde drugie i trzecie dno, wszystkie głębie znaczeniowe i echa. Zmatowiał i przez chwilę chwiał się niepewnie na progu dezintegracji.
Wszechświat zrzucał naskórek.
Napiął się, zatrzeszczał w posadach, po załomach czasu przeszły drgania i przeciągła wibracja; w którymś momencie umarł.

----po czym się zresetował.

Nikt nic nie zauważył. Powietrze wróciło; uniesione widelce trafiły do ust, śmiech wybrzmiał, podmuch wiatru dotarł do skóry. Ja przestałam walczyć z zanikaniem przytomności, i wyraźniej zobaczyłam zielone kafelki szpitalnej podłogi.
Teraz byle do następnej kaliyugi.

3 komentarze:

  1. Jak napisałem wcześniej, get well :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja pierwsza w życiu kroplówka była nudna jak flaki z olejem. Została podana aby powstrzymać "grypę z wysypką" w Chinach. 3h patrzenia w sufit. Myślałem, że się pochlastam byle tylko wydostać się stamtąd. :D

    "Żyłofobia" powiadasz... intrygująca koncepcja. Świat Ci się zresetował powiadasz... Dobrze, że to nie kleszcz.

    OdpowiedzUsuń
  3. W.- Dobrze, zaiste, już mamy jedną boreliozę w rodzinie XD
    A moja żyłofobia to już nie koncepcja- to fakt :P Raczej męczący, bo mam na tyle prześwitującą skórę, że na wiok swoich żył jestem niestety skazana XD

    Shin- dzięki :)

    OdpowiedzUsuń

Leave yer mark: