środa, 20 lipca 2011

Paskudne niecności

To przedziwne.
Przez ostatnie dwa tygodnie nie mogłam wyjść ze zdumienia nad sobą, poniEważ czułam się, jakby mnie otaczała lekka, otulająca bańska spokojnej radości. Drobne wstrząśnienia zawistnego losu ześlizgiwały się po niej i nie docierały do mnie. Cokolwiek się działo, nie wywoływało we mnie nic, poza lekkim zainsteresowaniem, a następnie obojętnością (ale nie marazmiczną!) lub śmiechem Śmieszyło mnie dużo drobnych, pozornie nijakich zdarzeń, których inni nie zauważali.
....Do powrotu z Poznania.
W poniedziałek dopadła mnie znana, dawno nie odczuwana desperacja, wynikająca z faktu, że tu jestem, ale ją przegoniłam.
Jeszcze dwa tygodnie- myślę sobie.
Ale dzisiejszy dzień był jak- wybaczcie mi przesadnie może barokowe, przepoetyzowane opisy, ale inaczej nie potrafię- czarna, oblepiająca człowieka, pętająca ruchy maź. Człowiek zastyga w niej niewygodnie, nie może się ruszyć, grzęźnie. A maź stopniow zalewa mu usta, nos, oczy...
Podłości; ploty; drobne szpile; wyblakłe uśmiechy; kolega, którego bardzo lubię, zachowujący się niefajnie, co tu dużo gadać. Jakby na mnie odreagował to, że ktoś jemu zapodał inną niecność.
Dyskretna, wstrętna, oźlizgła prośba, żebym napisała donos na jednego z kolegów z pracy.
---Chyba to ostatnie najbardziej sprawiło, że mam wrażenie, jakbym najadła się popiołu i popiła piołunem.
Siedząc w śmietniku.
Dziwne jest to, że z tego, co słyszę, nie tylko ja nagle poczułam, jakby przymiziało się do mnie stadko dementorów.
Ludzie, wcale nie podatni na ataki depresji, zazwyczaj energiczni i optymistycznie nastawieni do świata, nagle odczuwają pustkę, marazm, przygnębienie.
Na duszy ciężko; w sercu głucho; powietrze z oporem wciska się do płuc; ciało nie chce się wyprostować, a twarz uśmiechnąć.
Wyczuwam teraz bardzo mało światła w ludziach (tak, tak, są chmury, pada deszcz, niebo jak zaciągniętę burą flegmą- dzisiaj zresztą burza była taka, że obudziła mnie o 5 rano, zanim zadzwonił budzik XD- możecie żartować, że meteorologicznie rzecz biorąc jest dokładnie tak, jak mówię, ciemno, buro i ponuro, ale spadówa :P Kobiecy szósty zmysł. Wiem, co wyczuwam, a raczej, czego nie wyczuwam- coś paskudnego wisi w powietrzu.
POZA deszczem XD)
Naszej firmie przydałby się teraz jakiś zajebisty kahuna.
I ewidentnie nie tylko jej, a przy skąpości owych- to może być ktokolwiek---wykwalifikowany.
Na bogów, to może być nawet wesoły ksiądz z kropidłem, byle by był skuteczny.
Zło, powiadam; ZUO.
Najmniej mi się podoba odkrycie, że zaczęłam się tym pracowym bagienkiem- przejmować.
Zaczęłam mylić gwiazdy z ich odbiciem w stawie :/

4 komentarze:

  1. Huh, wygląda na to ze pojawia się sezon na pracowego doła... szaleństwo. Najgorzej jest jak człowiek idzie późno spać ponieważ ma wrażenie, że jak się położy, to zaraz będzie musiał wstać, żeby znowu walczyć z problemami. Heh.

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawde, jestem w szoku, od poniedzialku po prostu rowna w dol- ok, wtorek byl meczacy, ale nie najgorszy.
    Natomaist wczoraj? Dzisiaj czeka mnie ciezki dzien, jutro bodaj czy nie gorszy (dwa dni z ksiegowoscia, najwiekszym zbiorowisku zawistnikow w tej firmie, poza niektorymi Japoncami). Jeszcze 9 dni pracy przede mna, i to bedzie baaaardzo dlugie 9 dni.

    OdpowiedzUsuń
  3. przeczytalam fragment zdania "popiła piołunem" Pierwsza mysl: "Żłopie absynt beze mnie!!!!" A tak nawiasem mówiąc, poprawiając nastrój depresyjny- mialam gdzieś tu w domu prababciowy przepis na piołunówkę... Jak się zmobilizuję, to zrobię.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdazysz tak, zeby byla do picia w przyszla sobote? :D

    OdpowiedzUsuń

Leave yer mark: