wtorek, 15 maja 2012

Pierwszy dzień w GP

Pierwszy cały dzień za mną.
Powiem tyle: nie jest lekko. Praca fundraisera wymaga naprawdę grubej skóry i umiejętności przenoszenia złości i frustracji ludzi poza siebie, nie pozwalania, by do ciebie przylgnęły.
Pechowo się złożyło, że mój pierwszy dzień przypadł akurat na przeziębieniowy poniedziałek, kiedy szereg czynników złożył się na ogromny spadek formy.
Gdyby nie to, że wierzę w słuszność tego, co robię, no i jakby nie było- jest to praca najbliższa temu, co chciałabym robić i MOGĘ robić w 3mieście, rzuciłabym wszystko w diabły.
Ale spróbuję wytrwać miesiąc, a potem zobaczymy.
Problem polega na tym, że ludzie często zachowują się jak małe mendy, traktujące streetworkera jak chodzącą tarczę strzelniczą.
Co bardziej interesujące- słowne ataki spotykały mnie głównie ze strony mężczyzn, tylko jedna kobieta (i to mocno starsza pani) była w nastroju bojowym, inne, jeśli były negatywnie nastawione, po prostu prychały z niechęcią i mnie omijały.
Faceci z lubością wykorzystywali fakt, że wreszcie mogą komuś nawrzucać, poczuć się mądrzy, silni, pełni mocy sprawczej, bo ja, będąc w pracy, nie mogę im odpyskować. Mówię- małe, tchórzliwe mendy.
Byli też tacy, co rzucali obraźliwy tekst i uciekali w te pędy. Bardzo bohatersko.

Pozytywna energia, wiem; nie przejmowanie się, wiem. Oni mają przesrane życie, w którym ugrzęźli; żona ich nie docenia, szef to mały gnojek, którego muszą słuchać, nikt zdaje się nie dostrzegać ich potencjału, ogólnie zło i rzeżucha, więc przynajmniej rzucą trochę tego szitu na pierwszą osobę, która nie będzie mogła się obronić.
I wiem, że powinnam to wielkodusznie i z wyższością olać i wybaczyć---
--ale najpierw chętnie przestrzeliłabym im kolana.
No i poszłabym na nich popatrzeć, kiedy będą umierać w szpitalu na raka prostaty. Skoro atom jest taki zajebisty...

Ale pozytywy, pozytywy. Ekipa jest naprawdę fajna. Są śmieszne momenty, jak grupy szczeniaków, które podkradają się do mnie, wołają "TAK dla atomu!" albo "Idziemy jeść mięso!" i uciekają z piskiem -_-
Są sympatyczni ludzie, którzy słuchają mnie z zainteresowaniem, sami się zatrzymują, uśmiechnięci, aktywni, myślący. Najfajniejsze jest to, że bardzo często są to rodzice z dziećmi- niekoniecznie nawet matki. Jest nadzieja.




4 komentarze:

  1. Podziwiam bardzo. Nienawidzilabym takiej pracy z calego serca (chociaz swojej tez zaczynam nienawidzic, a nic dobrego dla swiata nie robi).

    Nie daj sie. Powodzenia. :)

    /sio

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nienawidzilam drugiej polowy dnia, ewidentnie uliczna sprzedaz dziala dla mnie przez 1,45 minut, potem zaczynam powoli zdychac, a po przerwie (dzielonej z team leaderem, ktory zapewnia swoiste rozrywki O_o)- mysle juz tylko o tym, by sie doturlac do konca dnia pracy.
      Ale news- juz nie pracuje dla GP XD
      Dlaczego? Przez te dwa dni `nie wyrobilam normy`. Nie zdobylam odpowiedniej ilosci darczyncow. Idealy nie idealy- nie sprzedalam? Out.
      Ech. Po prawdzie ulzylo mi nieco :D Nikt nie moze powiedziec, ze nie sprobowalam czegos nowego :P

      Usuń
  2. Ciekawe, że wspominasz o ATOM'ie, bowiem ostatnimi czasy prowadzę dość ciekawe dyskusję na jego temat z moimi uczniami (ostatecznie ich pobratymcy zbudowali 55 elektrowni na jednym z najbardziej narażonych na katastrofy naturalne kawałków ziemi). Zazwyczaj nasze dyskusje kończą się gdy zadaję pytanie: "A jakie są alternatywy dla taniej energii?"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alternatyw jest sporo; wszystko zalezy od kraju, jego usytuowania i warunkow klimatycznych, ale np. sa wiatrownie czy energia solarna. To sa naprawde kapitalne rzeczy, a w dluzszej perspektywie- tansze, niz atom. Co wazniejsze- jest to energia odnawialna, czego nie mozna powiedziec ani o weglu, ani o uranie.
      I wybudowawszy wiatrownie, mozemy po raz: rozproszyc ich skupiska tak, zeby zaopatrywaly niewielkie obszary, nie tracac energii na przesylce, jak tez od razu je uruchomic- budowa atomowki to pietnascie lat, plus ogromne straty na liniach przesylowych.
      Byc moze na poczatku wydaje sie to kosztowna impreza- ale analogicznie, gdyby koszt wynikajacy z pionierskosci tematu powstrzymal producentow komorek od ruszenia z linia produkcyjna, to nadal bylibysmy przykuci do stacjonarnych telefonow. Trzeba podniesc prog technologiczny, poczatki zawsze sa trudne, nieporadne, drogie i z antenka ;)

      Usuń

Leave yer mark: