środa, 5 czerwca 2013

I po festiwalu...

Streetwaves było, było i się skończyło.
Uwielbiam ten festiwal; dzielnice, w których sie odbywa, zamieniają się w rejon magii, jakby tam nagle zaistniał Pod-Gdańsk, który wpadł do Nigdziebądź. Tak samo, jak podczas Fety- człowiek nigdy nie może być pewien, co napotka za rogiem.
Muzyka, siedzącego na dachu garażu? Kręcącego płytą pod trzepakiem DJa? Tekturowe postaci, wychylające się z okien zrujnowanego budynku? Płot, opleciony miriadą sztucznych kwiatów i plastikowych wstążek? Czy może kogoś, kto ci zaraz wręczy coś niecodziennego?..
Ja znienacka zostałam obdarowana obrazem; solidny kawał płótna, zrolowany tak, że dopiero w domu mogłam mu się przyjrzeć w pełnej krasie.
Dostałam też od Fasoli imieninową przypinkę z Disneyowską Alicją i Białym Królikiem, a od królującej na wonnym straganie perfumiarki fiolkę prześlicznego olejku zapachowego, w którym pięknie zmieszano zapach lipy i czarnej prozeczki- moc ma ulotną, ale jest tak piękny, świeży i smakowity, że mam zamiar się nim skrapiać co kilka godzin, póki mam. Potem trzeba bedzie pomyśleć, skąd zdobyć dolewkę.
Koncerty, głównie koncerty. Ale też parę akcji, między innymi taka, gdzie można było wytyczyć ulice na powstajacej na ścianie garażu mapie dzielnicy.
Ludzie pracowicie rysowali, kolorowali i wycinali drzewa, domki i samochody. Łódkę, staw.
Ja przykleiłam ośmiornicę :D
Z satysfakcją odnotowuję, że była większa od łodzi. Tak, jak i powinna.
Znów mi się śniło tsunami, tak tylko mówię...

Daliśmy sobie też zrobić zdjęcie metodą mokrego kolodionu, obejrzeliśmy płomienną rozgrywkę w dwa ognie, ukuliśmy nowy bon mot o "twojej starej" i odkryliśmy kolejne zachowane skanseny PRLu w postaci sali balowej rodem z koszmarów Barei.
Cudownie było machnąć ręką na czekającą robotę, i pójść w noc, gdzie światełka, muzyka, ludzie przemykający w mroku jak zjawy, rozstawione w mroku parku zwiewne pokoiki z gazy i świateł, gdzie tu i owdzie wyrastały z ciemności oświetlone karuzelową iluminacją altanki z jedzeniem...
To są momenty, kiedy miasto jest inne; na chwilę jest pozbawione swojej urzędowej, nieprzepuszczalnej skorupy. Wchodzi się w warstwę jego snów~



Teraz byle do Fety.

2 komentarze:

  1. Huh, to wszystko brzmi niezwykle inspirująco. Ciekawie i tak nie-polsko. :) Wygląda jak dobre odwrócenie uwagi od codzienności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym tez jest, w istocie :) To jeden z ciekawszych ulicznych festiwali Gdanska. Zadanie glowne- oswajanie dzielnic, przyblizenia mieszkancom meijsc odleglejszych, zapuszczonych czy zapomnianych, ogolna rewitalizacja rejonow nie olozonych centralnie.
      A w miniona niedziele dzialo sie wlasnie na mojej dzielni :D

      Usuń

Leave yer mark: