niedziela, 23 czerwca 2013

Noc Kupały

Lato zostało oficjalnie powitane.
Słońce stało jeszcze wysoko, gdy stawiliśmy się wesołą, choć niewielką ekipą, w dolinie. Zaczęło się leniwie, od podziwiania pięknej łąki, bieganiu po lesie w poszukiwaniu drew, graniu w kometkę i rugny. Ludzie schodzili się stopniowo, wreszcie, o zmierzchu, zapłonął ogień. 
Jednak nie jestem w stanie długo wysiedzieć, jeśli wstawałam rano - przed 6 rano, o zgrozo_ więc zakończyłam posiedzenie dość wcześnie; ale pogrzałam się tak przy ogniu, jak i w towarzystwie osób emanujących życzliwością i serdecznością, zjadłam The Ziemniaczka i trochę owocków w spirytusie, marynowanych przez kilka lat; skosztowałam tych i owych napojów, a także podziwiałam wschód przepięknego, krągłego jak kołacz księżyca.
Owszem, w tą noc powinno się czekać przy ogniu aż do wschodu słońca, jednak jest to ogień specjalny, nad którym nie powinny wisieć urazy, wrogość czy niechęć; dzieliłam się ogniem z tymi, z którymi chciałam się dzielić.
Kiedy pojawiła sie grupa, z którą nie chcę mieć nic wspólnego, uznałam, że dopełniłam rytuału, i zadbałam o inne swoje potrzeby: potrzebę ciała, by udać się spać, nim się przewrócę, i potrzebę ducha, by od tego ognia wynieść ciepło nie tylko w kościach, ale też w sercu, miłe uczucia radości i wspólnoty.
Jadowitość i wredność wykluczam ze swojego kręgu; źródła tej zarazy wyrzucam poza nawias swojego świata, nie było też na nie miejsca przy moim kupalnocnym ogniu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Leave yer mark: