środa, 22 lutego 2012

Chochołami świat stoi

Dziś po raz kolejny (acz nie było tych okazji wiele) dociera do mnie, dlaczego ludzie wolą niekiedy pic na imprezach wódkę w lufkach, a nie bardziej kolorowe, pachnące i smaczne drinki.
Otóż po kolorowych, pachnących i ślicznych drinkach nie byłabym w stanie podnieść się z łóżka po 5 godzinach snu i czuć się co najwyżej lekko niedospana. Ale bez dramatu.
Śledzik. Co tu dużo pisać- był, było miło, teraz co poniektórzy mają post, współczuję bardzo.
Jednak najlepiej moje pośledzikowe refleksje oddaje lepsze, niż moje, pióro, niechże zatem, dla uniknięcia błędu, posłużę się wysłużonym zbiorem poezyi:

[...]Our dried voices, when
We whisper together
Are quiet and meaningless
As wind in dry grass
Or rats' feet over broken glass
In our dry cellar

Shape without form, shade without color,
Paralyzed force, gesture without motion.


Brakuje mi spotkania w gronie, w którym można by mówić głośno, gestykulować gwałtownie, śmiać się przenikliwie i w nieprzewidzianych momentach, i nie próbować wciskać swojego -metaforycznie ujętego- wnętrza, swojej wizji świata, w obręb wielkości foremki do ciasta, tylko pozwolić jej rozwijać się potoczyście i bez przeszkód. Tak fantastyczne rzeczy z tego wyjść potrafią... Wygląda na to, że brakuje mi spotkań w gronie rodzinnym, jeszcze z czasów sopockich; nie pamiętam, bym gdziekolwiek indziej znalazła te tak potrzebne mi do życia rzeczy.
Oto na moich oczach pokój zaczyna się kurczyć, a świat zamykać wokół Alicji. Mogłabym zakrzyknąć wielkim głosem, znów w ślad za innym sławnym piórem- Przestrzeni! Przestrzeni!

Brakuje mi... nie wiem, życia. Nadmiaru ekspresji. Dziwaczności. Nieprzewidywalności. Szalonej kolorystyki rzeczy, ludzi i słów, a przede wszystkim poruszającej niebo i ziemię energii, by coś robić. Nie wiem, co miałoby być tym czymś, ale są momenty, kiedy miałkość rzeczywistości, jak też potulność godzących się na nią ludzi, doprowadza mnie do szału.
Półśrodeczki, przeciętności, niezbyt wartkie rozmówki półgębkiem, wygłaszane monotonnie i półgłosem. Ciut ciut, aby-aby, a potem emerytura i godziwy wypoczynek przy (lub na) grządce.
Prawdę napisał poeta.
This is the way the world ends
Not with a bang but a whimper

6 komentarzy:

  1. Przyjedź do nas na wódkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czuję się zaproszona :D
    Hm, tylko to teraz kierunek Wawa, si? A kto będzie na Pyrkonie (że tak, tematu siętrzymając, zapytam? :D )

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałem sobie tę część o wciskaniu "swojego - metaforycznie ujętego - wnętrza, swojej wizji świata, w obręb wielkości foremki do ciasta" i pierwszą myślą, która przyszła mi do głowy było: "Mari świętowała śledzika z emo, aaaaAAAAA!". Dopiero po chwili zorientowałem się, że chyba jednak nie o to chodzi.

    Huh, z powodu dyslokacji geograficznej pewnie na Pyrkonie się nie pojawię...

    OdpowiedzUsuń
  4. Emo trują o bólu istnienia, następuję tam pewna doza nadekspresji, jakkolwiek zabawnej, natomiast foremkami do ciasta posługuje się grupa "zwykłych szarych ludzi". Swiat tej bandy jest znormatywizowany, wyważony, wyrównany w dół i opanowany. Mdły. Blarh XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardziej od świata upychającego się (o zgrozo - skutecznie!) w foremki martwi mnie, czy mimochodem, niepostrzeżenie i całkiem bezwolnie sama do takiej nie włażę, nie moszczę się.
    Chciałabym mieć pewność, że w razie czego ktoś mnie wytrząśnie, wyciągnie za uszy, obsztorcuje i postawi do pionu, który nie jest i nigdy 'pionem' nie będzie

    OdpowiedzUsuń
  6. O, to to właśnie. Człowiekowie spojrzenie sie dostosowuje do kurczącego się horyzontu i niebezpieczeństwo zastygnięcia w takim ciasnym samozadowoleniu jest zdecydowanie zbyt duże. Wspomniany "wstrząsacz" jest na wagę złota...

    OdpowiedzUsuń

Leave yer mark: