niedziela, 22 stycznia 2012

Cirque du Soleil w Gdańsku

Byłam na Cirque du Soleil.
Tak. Dwa lata na to czekałam- to i tak niewiele, w porównaniu z ludźmi, którzy kojarzyli cyrk dłużej. Doskonale pamiętam, kiedy na niego trafiłam: w nocy z dziewiątego na dziesiątego kwietnia, tak, 2009 roku.
Rano zleciał samolot w Smoleńsku i kraj okrył się żałobą, a ja miałam poważny problem jak (i czy) ukryć niesamowitą radość i uniesienie, które mnie rozpierały w związku z tak doniosłym odkryciem. Odkryciem jednej z wielu cudowności na świecie- Cyrku Słońca.
Show, które obejrzałam, było "Saltimbanco", najstarszy, pierwszy pokaz cyrku, z 92 roku.
Ale już chwilę po tym, gdy usiadłyśmy, gdy spojrzałam na prześliczną, kolorową scenę (moje kolory! w takie kolory celuje mój pokój, tylko mu jeszcze nieczko brakuje XD ), gdy rozległy się pierwsze dźwięki muzyki, wątpliwości rozwiały się jak dym.
Muzyka, właśnie; bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, jako że ścieżkę dźwiękową lekko urozmaicono, odświeżono, tak, że choć teoretycznie były to znane mi utwory, w nowej aranżacji czarowały w dwójnasób. Dodać należy do tego postać śpiewaczki - bo muzyka była na żywo, standardowo, co się liczy jako duży plus; bałam się, że mogą rzucić "muzę z taśmy", na odczepnego-, która głos miała obłędny, skalę porażającą, i parokrotnie zdarzyło mi się zapomnieć bić brawo, bo byłam zaabsorbowana zbyt wielką ilością piękna: tego na scenie, i tego, wpływającego przez uszy.
Tą śpiewaczkę zabrałabym do domu, postawiła na jakimś postumenciku, jak pozytywkę, i słuchała bez końca. Płynne srebro, nie głos.
Duo na trapezie i kwartet na trapezach były najbardziej magicznymi, wyjętymi z tego świata występami. Publiczność musiała odczuć to samo, bo przy kwartecie ludzie dopiero w połowie pokazu ockneli się i zaczęli obłąkańczo klaskać, wcześniej zbyt zahipnotyzowani magią tego, co ich wyschnięte z braku mrugania oczy rejestrowały.
Bogowie...
Jeśli "Saltimbanco", które uważałam za jedno ze słabszych show cyrku (bo takim, poniekąd, jest) wywołało takie emocje, to zastanawiam się, czy przeżyłabym "Varekai" albo "Corteo".
Serce mogłoby nie wytrzymać.
Przyjechali do Polski. Przyjechali do GDAŃSKA. I to nie, powiedzmy, trzy lata temu, kiedy by mi to przeszło koło nosa, ani nie miesiąc temu, kiedy musiałabym zapłacić dwa razy więcej, by ich zobaczyć.
Wniąsek? Przyjechali specjalnie dla mnie :3
W dodatku w którymś momencie reflektor-szperacz, wyławiający na widowni ludzi, którzy byli wciągani do skeczy klaunów, wyłowił siedzącą obok mnie Fionn, więc otarłam się o świat cyrkowego showbiznesu ;D

(Niestety, oryginalny wystep z DVD jest zastrzezony i nie mogę go umieścić na blogu. Ale ten kwartet, zamykający sałe show, był naprawdę magiczny)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Leave yer mark: