środa, 18 stycznia 2012

Stary/nowy kawałek podłogi

Zmiany, zmiany...
Od powrotu do trójmiasta byłam już na dwóch imprezach i dziwną rzecz odnotowuję- nie mam ochoty na więcej.
Teraz miałabym co najwyżej ochotę na spokojne, kameralne spotkania w domu- moim, czy cudzym- przy niewielkiej ilości alkoholu, i to delikatnego. Jakiegoś winka może. Za to dużo herbatki, o, herbatki poproszę w ilościach hurtowych.
Starość- lub jeszcze co innego. Wczoraj, jadąc do Sopotu, odczułam niemal Reisefieber. Każdy błysk światła, każdy hurgot wjeżdżającego na peron pociągu, dźgał w mój ośrodek nerwowy z porażającą, bolesną siłą. Światła, ruch- drażniły mnie i niepokoiły jak osobę cierpiącą na nerwicę natręctw lub autyzm.
Za dużo, za głośno, za szybko. Ja wróciłam z dziczy, gdzie po piątej po południu wieś stopniowo zamierała, znikała w ciemności i ciszy, przestawała istnieć aż do brzasku.
Dotarłam do domu kuzyna znękana, poddenerwowana i dopiero piwo nieco stępiło atak napierających zewsząd bodźców.
A ja nie mam na razie ochoty na piwo :/
Mój pokój za to po przemeblowaniu jest istną oazą; stał się wreszcie tym, czym miał być od samego początku. Przestawienie kilku mebli sprawiło cuda; przestrzeń wskoczyła na swoje miejsca, sprzęty przeciągnęły się i rozprostowały- oczywiście, w sensie li tylko metaforycznym, tak łóżko, jak i biurko nadal są niczym z rysunku Dahlberga. Onirycznie rozchwierutane, powykrzywiane i stanowiące zagadkę odnośnie tego, w jaki sposób mogą ustać na nogach o zróżnicowanej długości.
Niespecjalnie mam ochotę z tego pokoju wychodzić, a już szczególnie do cuchnących piwskiem, brudnych pubów, z tymi hałaśliwymi ludźmi w środku.
Nie obawiajcie się, nie jest to pragnienie izolacji w rodzaju hikikomori. Ale zdecydowanie jakaś zmiana stylu życia się właśnie dokonuje.
Na razie porządkuję tą nową przestrzeń życiowa. Wyrzucam stare ubrania, o których nawet nie pamiętałam przez ostatnie półtora roku; stare listy, tony nikomu do niczego nie potrzebnych papierzysk i szkiców, "iteresujących dupereli", kurzących się w pudełkach, i tym podobnych. To proces, który zajmie dni, ale mam nadzieję, że gdy się dokona, będę w miarę dobrze znać grunt, na którym stoję.

4 komentarze:

  1. Brzmi trochę jak szok kulturowy :P Jakby jakieś potężne siły wyrwały Cię ze środka afrykańskiej dżungli i wrzuciły do MIASTA!

    Zabawnym by było gdybyś za kilka miesięcy napisała jak straszliwie tęsknisz za spokojem wsi :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha, raczej nie :D
    Teraz się przechowuję na półwsi (spokojna dzielnica Gdańska), żeby dojść do siebie, ale za Wykrotem nie czuję ani odrobiny nostalgii, i jedyne, za czym bedę tęsknić, to prepiękna przyroda tamtejsza. Naprawdę, pomorskie kępy terenów zalesionych nie mogą się równać z dolnośląskimi lasami.

    OdpowiedzUsuń
  3. A'propos ogarniania dupereli itp. ostatnio sama mialam cos takiego.. (pomine caly instynkt robienia 'gniazda') - skonczylam w 3 workami (pewnie wyszedlby jeden industrialny) smieci. Rzeczy, ktore holubilam nie wiem po co, kartki, popierdolki, ulotki i instrukcje. Kiedy juz wynioslam ow worki (narazie do drugiego pokoju, bo sa za ciezkie by zniesc po schodach..) poczulam sie, jakby ktos zdjal mi kamien z szyi. Teraz permanentnie chodze i sprzatam. Sieje terror w domu, biedy Stu nawet nie moze strzepnac okruchow, bo 'I JUST VACCED HERE!' (iwul look)ale to juz zwalam na hormony :D
    Ale - my point is - super zaczac jakis nowy/ kolejny rozdzial w zyciu, kiedy czlowiek nie potyka sie o stare rzeczy - ot tyle :) calusy x

    OdpowiedzUsuń
  4. O to, to :) I od razu lepiej mi sie tworzy w takim miejscu (och, czy wspominalam, ze napisalam nowa piosenke? ;DDD) CHoc juz zapal zaczyna nieco przygasac, szczegolnie, gdy widze, ze uporzadkowalam trzy katy, ale zostal ten czwarty, najgorszy, ktory boje sie w ogole ruszac. Tharr be demons...<_< A juz na pewno tona kurzu i rzeczy, z ktorymi nei wiem, co zrobic; jeszcze nie chce ich wyrzucac, ale po co ja je wlasciwie trzymam, po za tym, ze sa interesujace? XD

    OdpowiedzUsuń

Leave yer mark: