poniedziałek, 21 listopada 2011

Recenzje filmowe

Strasznie to zabrzmi, ale- nareszcie niedziela dobiega końca.
Poprzednie kurowanie się nie-wychodzeniem z domu przeprowadziłam w trzy dni i efekty trwały do pierwszego wyjścia za próg czwartego dnia. Toteż tym razem, zgodnie z zaleceniem lekarza, postanowiłam nie wychodzić z domu do końca tygodnia. Sęk w tym, że dziś rano skończyły mi się zapasy.
W samo południe stanęłam twarzą w twarz z faktami: kilka łyżek zupy szpinakowej z poprzedniego dnia, jajko na twardo, parę sucharków i słoik majonezu.
Cały dzień wlewałam w siebie kawę i herbatę- szczegónie pokrzywowa dawała radę, bo ma lekki posmak orzechów włoskich, cudownie oszukuje głód. Pod wieczór spreparowałam sobie posiłek z resztki kakao, masła, cukru i płatków owsianych, i nie chcę myśleć o tym, co mi moja skóra na to odpowie jutro -__-'
Podczas tygodnia na zmianę rysowałam (głównie wykańczałam stare, znalezione na dysku szkice), czytałam ("Dopóki mamy twarze" Lewisa; dziwna książka, wciąż nie mam wyrobionej opinii. Zaczęło się nieźle, a potem poszło w stronę onirycznych majaków i psychologicznych wynurzeń, a zakończenie rozczarowało mnie znacznie. Plus powtarzające się motywy z "Narni", na razie ocena wychodzi na taki malutki, ale minus), oraz oglądałam.
W ciągu tych kilku dni obejrzałam parę dobrych filmów i całą masę złych. Niektórych nawet nie obejrzałam do końca, z szacunku dla siebie i swojego gustu.

Lubię filmy fantasy.
Ale nie tam- "Władcę pierścieni"(którego nadal uważam za, powiedzmy, 7 w dziesięciostopniowej skali) czy inną "Neverending story"- fajny film dzieciństwa, ale za różowo-woalowo-słodziachny.
Fantasy; baśniowe; steampunkowe; wiktoriańsko-gotyckie; trochę mroczne; ładne i malownicze, z elektryzującą, wciagającą fabułą.
Czy to tak wiele?
Z filmów, załapujących się do tego szerokiego wachlarza, lubię:
- "Stardust"- to jest po prostu świetna ekranizacja i kropka; poza steampunkiem i gotycko-wiktoriańskimi klimatami, spełnia wszystkie wymienione punkty;
- "The Golden Compass"- spełnia tylko część wymogów, bo fabularnie leży i kwiczy, ale wizualnie- cudnie, klimatycznie- jeszcze cudniej;
- "Slepy Hollow"- klimat, estetyka, fabuła, aktorzy; dobra- do moich ulubionych ffilmów zalicza się ogromna większośc Burtonowskich produkcji, poza "Edwardem Nożycorękim"- yuck-, "Big fish" i "Planetą małp" -_-;
- "Van Hesling"- klimat, estetyka, zdjęcia, kostiumy i gadżety;
- "Sherlock Holmes" Guya Ritchie- zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia, poza tym klimat, kostiumy i gadżety, muzyka, fabuła;
- "Inkheart"- pomysł, klimat;
- "Imaginarium doktora Parnassus"- klimat, estetyka, pomysł, fabuła, aktorzy;
- "Opowieści z Narni"- estetyka, klimat, kolorystyka, kostiumy i Tilda Swinton;
- "Lemony Snicket's A Series of Unfortunate Events"- zdjęcia, klimat, kolorystyka, kostiumy, aktorzy, muzyka.. Tak, to jeden z lepszych filmów, nawet jeśli fabularnie to wciąż ksiązeczka dla dzieci. Żałuję, że nigdy nie zrobiono kolejnych części, tak samo, jak kolejnych ekranizacji Pullmana;
- "Liga niezwykłych dżentelmenów"- tu, niestety, nawala fabuła, spłaszczona okropnie, ale może te minusy wynikają z faktu, że film nie dorasta do pięt komiksowi; niemniej- lubię go.
- ekranizacje Pottera, tak, niech uż będzie, że wszystkie- nawet te o kiepsko poprowadzonej fabule broną się wizualnie :P
- "Mirrormask"- ciekawe, wizualnie bardzo niepokojące, mroczne i świetne; fabularnie- jak by nie było- Gaiman. A mówiąc o nim...
- "Koralina"- animacja, i cóż z tego. Świetny klimat, muzyka, fabuła.


Te wszystkie filmy obejrzałam; niektóre parokrotnie.
Teraz zaś poszukiwałam czegoś nowego, i - zaczęły się problemy.

"The Nutcracker: 3D"- obejrzany, oczywiście, w 2D. Sporo sobie obiecywałam po tym filmie, bo uwielbiam książkę, obsada nienajgorsza, fragmenciki na youtubie wyglądały obiecująco... Wizualnie na piątkę- szczególnie dobrze zrobiona jest zolbrzymiała bawialnia i domek dla lalek; jeśli chodzi o wiernosć fabule- noo, widać, że bardzo rzecz uproszczono z myślą o niedorozwiniętych małych Amerykanach, ale zdzierżyłam nawet Mary i Maxa zamiast Klary i Freda, choć już wujek Albert Einstein zamiast- zawsze bardziej przecież złowieszczego- ojca chrzestnego Drosselmeiera jest jakimś nieporozumieniem.
Nawet nie był podobny...
Ale najgorsza jest postać Mary, grana przez jakąś małą blond miss; to obraza, potwarz i policzek dla znających książkę.
Klara- dobrze ułożona, marzycielska panienka z dobrego domu.
Mary- samym swoim głosem niweczy ten wizerunek, bo taki głos, język i intonację mogłaby mieć co najwyżej córka praczki, albo lampucery z sutereny, która sama w trzynastej wiośnie życia spodziewa się dziecka. OHYDA, jak ta dziewczyna mówi, jej prostacka, high-school-musicalowa artykulacja, no i sam głos, to przykrość dla ucha XD
W którymś momencie Król Szczurów porywa Mary i uwozi na motorze; w następnej scenie widzimy, jak wkraczają do komnaty, przy czym sukienka Mary jest zmięta, rozdarta i zsuwa się z jednego ramienia, a sama Mary ma twarz, której brakuje tylko papierosa przyklejonego w kąciku umalowanych ust O_O Jeeeeszcze jeden klient dzisiaj, choć poranek świta...
Zawiodłam się srodze.

- "The secret of Moonacre"- dobra, dobra, wiem, nie mam sie co czepiać, jak oglądam filmy teoretycznie dla dzieci, to one są przygotowane na dziecięcy poziom.
Choć czy na pewno?... Wizualnie ten film jest przyjemny; śliczne, teatralne kostiumy i równie teatralna, lekko umowna scenografia bardzo mi się spodobały. Fabularnie niestety zaczął mnie nudzić sporo przed końcem, ale jestem pewna, że dzieci z uwagą i wypiekami na twarzy oglądały film do samiuśkiego finału (scena z morskimi końmi bardzo na plus).

I na koniec:
-..."Neverwhere"- mini-seria TV.
Obejrzał ktoś? Jakieś opinie?
Ja na razie przebrnęłam przez dwa odcinki. Na początek poraża straszliwa ścieżka dźwiękowa, która bardziej by się nadała do "Przybyszów z Matplanety", i obrzydliwe COŚ, jakieś wzorki i zygzaki, robiące za kosmiczno-zeschizowane tło. To już superprodukcja "Pan Kleks w kosmosie" miała lepsze efekty.
Cała zreszta produkcja nosi znamiona fascynacji Gaimana sztuką abstrakcyjną i poszatkowanymi formami. Figury geometryczne, zygzaki, kolaże i nadruki migają po całym ekranie, dochodzi do tego psychodeliczna czerwona poświata.
Bardzo niedobre.
A teraz jeszcze pojawiła się Łowczyni. -----
---naprawdę. Czy tak trudno było znaleźc w Wielkiej Brytanii aktorkę, która by pasowała do opisu? Żeby nie skłamać "Wysoka kobieta miała długie płowe włosy i cerę barwy karmelu. Ubrana była w szare i brązowe podniszczone skóry. Na ramieniu nosiła wytartą skórzaną torbę. W dłoni trzymała kij. Za pasem miała nóż, a do przegubu przypięła elektryczną latarkę.
Była bez cienia wątpliwości najpiękniejszą kobietą, jaką Richard oglądał w swym życiu."
Cóż za trudne wyzwanie dla Korony! Piękna kobieta, rzeczywiście...
Można było wziąść choćby Indię du Beaufort, troszkę może podmalowaną ciemniejszym podkładem, a jeszcze lepiej- Freemę Agyeman.
To nie- wybierają jakąś ostrzyżoną na pałę, czarną jak heban panią o twarzy zawodowego boksera, mnówiącą z więcej rosyjskim akcentem, ubierają w złote body godne sióstr Kassate (no poważnie- stroje Gaiman akurat opisał bardzo dokładnie, dokładniej, niż same postacie)i zadowoleni.
Nie obejrzę tego do końca.
Islington mi się nie podoba, choć przyznam, że i Door, i Croop&Vandermaar dobrani są dobrze, co więcej- podoba mi się markiz de Carabass (wygladu tej postaci sie najbardziej obawialam, bo uwielbiam markiza), choć mógłby mieć nieco bardziej pociągłe rysy- ja go takim widziałam. Ale nie czepiajmy się szczegółów.
To ogół tutaj jest nie do przyjęcia, niestety.

Są trzy filmy, które bardzo bym chciała obejrzeć, na dwa wypadnie mi jeszcze trochę poczekać: jest to "Hugo":

...choć muzyka (brzmiąca jak 30 Seconds From Mars) jest dość obrzydliwa, oraz "Sherlock Holmes: Game of Shadows":

Jednak tym, na co czekam najbardziej niecierpliwie, jest niezależny film brytyjski "Burlesque fairytales", w którym gra Benedict Cumberbatch.
Bardzo dziwnym i tajemniczym jest, że o tym filmie niewiele się można dowiedzieć; nie ma trailerów, fotosów, jakichkolwiek informacji o tym, kiedy i czy w ogóle można się tego filmu spodziewać poza UK, ba- data samej produkcji różni się w zależności od strony w sieci- raz jest to 2008, innym razem miniony rok... Można zobaczyć jedynie enigmatyczny plakat:
Także ktokolwiek widział, ktokolwiek wie...

Zna ktoś jakiś dobry film fantasy, albo baśniowy, albo wiktoriańsko-gotycki, albo steampunkowy, albo wszystko to naraz?
Naprawdę obejrzałabym coś dobrego -_-

2 komentarze:

  1. On sam, on właśnie *_* A film jest o jakimś tajemniczym teatrze, gdzie "nie wszystko jest tym, czym się wydaje"- mgiaa, want!

    OdpowiedzUsuń

Leave yer mark: