sobota, 26 listopada 2011

Shroud of false

Umilam sobie rzeczywistość w pracy poprzez np.zostawianiem na biurku- przed planowanym wolnym- karteluszkow pobazgranych nazwami różnych egzotycznych miejsc. Takie nieuważne notatki, wiecie: Angola, Equdaor.
Potem wracam do pracy i z ciekawością obserwuję efekty; teraz np.ludzie uwierzyli bez zastrzeżeń, kiedy na sprytne pytanie, gdzie spędziłam "chorobowe", odparłam, że na Dominikanie O_o
Odparłam, nadmieńmy, głosem schrypniętym, pomiędzy jednym kaszlnięciem a drugim.
Ale to pewnie przeziębienie wynikłe z różnic klimatycznych między Dominikaną a Polską, bez ochyby...
Z tego na pewno da się jakoś zrobić pieniądze: wkręcanie ludzi nie może być AŻ TAK łatwe, nie ma zatem innego wytłumaczenia- ja mam zwyczajnie talent!

Choć miałam obawy, czy w związku z tym nowo odkrytym sportem nie pojawią się problemy, gdy poproszę na wolne z okazji Nordconu (przyczyn, oczywiście, nie zdradzałam, po co to komu wiedzieć). Takie to, widzicie, kopanie dołków pod sobą; ale nie mogę się powstrzymać!... Ludzie, którzy łykną każdą bajkę, tworzą pokusę nie do odparcia.

Dziś przystąpiłam do wstępnych prac nad strojem- jako, że przyśnił mi się zwyczajowy, przednordconowy straszny sen o tym, że pojechałam tam bez stroju XD Co sobie uświadamiam dopiero, wchodząc na miejsce konwentu i widząc wszystkich przebranych znajomych -_-
Niepokoi mnie tylko, że na sieci jest tak cichutko odnośnie imprezy; tak, jakby nic się nie szykowało. Dobry znak, czy raczej zły?... Konwencja taka-se, co z reguły zwiastuje dobry konwent, ale ta cisza, ta cisza.... Niepokojąca. Ktoś tam w ogóle jedzie?
Już widzę, jak przybywam, i poza portierem i strażą nie ma nikogo, hotel jest mroczny i przykurzony, puste korytarze ciągną się kilometrami, i tylko co jakiś czas rozlega się echo minionych Nordconów, jakiś widmowy śmiech, szczęk butelek, odległe "Ssij!.." - i znów zapada głucha cisza XD

Ze smaczków pracowych: jak myślicie, co znaczy autorskie tłumaczenie "Refuse difference"?
Mała podpoowiedź: to nalepka na śmietniku.
Dwa inne smaczki to wymowa angielskich słów przez Japończyków, która dostarcza mi nieustającej radości, szczególnie kiedy mówią "go to meeting", co brzmi zwykle jak "goat meeting" (szatan!), oraz kiedy próbują wymówić skrót, złożony z liter "PLC".
Wersja japońska raduje szczególnie panów, choć ich dekoncentruje na moment.

Tymczasem rzeczywistość skrzeczy, jedna z brygadzistek na szwalni skarży się, że musiała dać podwładnej wolne, z uwagi na problemy rzeczonej z progeniturą. Podwładna została mianowicie wezwana do szkoły przez katechetkę, poneiważ jej dziecko----- narysowało w zeszycie diabła!!
Wiadomo, od tego się zaczyna: najpierw diabeł w zeszycie, a potem kurs karate i wreszcie płonący kościół XD
Usłyszałam to i nagle zapragnęłam mocnego shota tequili. Zanim zaczną serwować w pubach wodę święconą -_-
W takiej sytuacji chyba nie powinnam się chwalić, że jeden z moich rysuneczków na DeviantArcie został zaproszony do galerii "Satanic Babes"?
...Jak też nie powinnam chyba mówić adminom owej galerii, że rysuneczek przedstawia w istocie mężczyznę...
Bogowie, moje życie to same tajemnice i niedomówienia!!

Fajna choreografia do jeszcze fajniejszej piosenki, check it out :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Leave yer mark: